Unijne rozporządzenie w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych grozi paraliżem inwestycyjnym w obszarach miejskich i może przynieść efekty przeciwne do zamierzonych – ostrzegł dr Karol Janas, kierownik Obserwatorium Polityki Miejskiej i Regionalnej IRMiR
Instytut Rozwoju Miast i Regionów opublikował opinię dr Karola Janasa dotyczącą możliwych skutków wejścia w życie rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych w kontekście odnowy ekosystemów miejskich.
Przyjęty pod koniec lutego przez europarlament pakiet nowych przepisów środowiskowych zakłada, że do 2030 roku państwa Unii muszą odbudować co najmniej 30 proc. siedlisk przyrodniczych znajdujących się w złym stanie, do 2024 – 60 proc., a do 2050 – 90 proc. Mowa m.in. o lasach, łąkach, terenach podmokłych, rzekach, czy jeziorach. Zgodnie z nowymi przepisami do 2030 roku Unia musi odtworzyć co najmniej 20 proc. swoich obszarów lądowych i morskich, a do 2050 roku – wszystkie ekosystemy wymagające odbudowy. Priorytetowo potraktowane mają być obszary Natura 2000.
Rozporządzenie w art. 6 reguluje też kwestię odbudowy ekosystemów miejskich.
Zdaniem dr Janasa, wdrożenie zapisów tego artykułu i realizacja postulowanych tam celów "może przynieść efekty odwrotne od głównych celów rozporządzenia".
„Skutki uboczne błędnego sformułowania założeń i przyjęcia nietrafnych wskaźników w odniesieniu do ekosystemów miejskich mogą wpłynąć na ograniczenie rozwoju społeczno-gospodarczego, w tym zahamowanie inwestycji lub podniesienie ich kosztów w obszarach miejskich. Przede wszystkim jednak mogą zagrozić wzrostem presji na zagospodarowywanie terenów otwartych położonych poza miastami, w sposób ekstensywny i nieefektywny – również energetycznie” – ocenił ekspert IRMiR.
Dr Janas zwrócił uwagę, że obszary zurbanizowane to część przyrody w największym stopniu przekształcona przez człowieka. W jego ocenie z punktu widzenia środowiskowego nie są to ekosystemy szczególnie wartościowe – wyjąwszy szczególne przypadki, gdy przez obszar zurbanizowany przebiega ważny korytarz ekologiczny lub w granicach administracyjnych miasta znajdują się tereny cenne przyrodniczo (zazwyczaj objęte już ochroną).
Wskazał on, że elementy środowiska naturalnego występujące w obszarach zurbanizowanych i sąsiadujące z nimi – często określane mianem błękitno-zielonej infrastruktury – mają bardzo duże znaczenie z punktu widzenia jakości życia w mieście. Drzewa wzdłuż ulic miejskich i na placach, zwarte tereny zieleni mniej lub bardziej urządzonej (parki, łąki, zagajniki), wody płynące i stojące, cała paleta rozwiązań infrastrukturalnych opartych na naturze (zielone dachy, zielone torowiska, ogrody deszczowe, zieleń wertykalna itd.) – wszystko to dostarcza szeregu usług ekosystemowych ważnych dla mieszkańców i innych użytkowników miast. Roślinność wspomaga retencję wód opadowych, zapewnia cień, chroniąc przed upałami, tworzy przestrzeń do rekreacji i wypoczynku, poprawia jakość powietrza, uatrakcyjnia krajobraz miejski oraz pełni wiele innych funkcji.
„Czy zatem nie należałoby się cieszyć z deklaracji, że +Państwa członkowskie UE zapewniają, aby do 31 grudnia 2030 r. nie doszło do utraty netto całkowitej krajowej powierzchni zielonych przestrzeni miejskich oraz zwarcia drzewostanu na obszarach ekosystemów miejskich+? Po kilkukrotnych zmianach brzmienia wspomnianego tutaj artykułu jest w nim wciąż mowa nie tylko o braku straty powierzchni terenów zieleni miejskiej, ale także o osiągnięciu tendencji wzrostowej w zakresie zielonych przestrzeni miejskich oraz zwartości drzewostanu” – zauważył ekspert.
Jego zdaniem względem poprzednich wersji zapisu artykułu 6. nastąpił pewien postęp polegający na odejściu od operowania wskaźnikami odniesionymi do powierzchni miast w granicach administracyjnych. Wątpliwości dr Janasa wciąż budzi zbyt duża „rozdzielczość” klastrów miejskich, zaproponowanych jako alternatywa dla podziału administracyjnego.
„Ponadto podejście to nadal blokuje możliwość zagospodarowania terenów zielonych w tak lub inaczej delimitowanych klastrach i jakościowego dogęszczania obszarów zurbanizowanych. Innymi słowy: ogranicza ono działania stojące u podstaw realizacji koncepcji miasta zwartego” – zaznaczył dr Janas.
Według niego wspomniane w rozporządzeniu sposoby „zazieleniania” przestrzeni miejskiej poprzez pewne rozwiązania infrastrukturalne (np. zielone dachy) w żadnej mierze nie są w stanie zrekompensować „utraty” terenów zieleni w obszarze miejskim, np. w związku z budową osiedla mieszkaniowego czy nowego układu komunikacyjnego.
„Cele zapisane w artykule 6. – w obecnym jego brzmieniu (według stanu na: 12 lipca 2023) – nie tylko grożą zatem paraliżem inwestycyjnym w obszarach miejskich, ale mogą również przynieść efekty przeciwne do zamierzonych, stymulując procesy dalece niekorzystne dla środowiska naturalnego” - podkreślił.
Zdaniem ekspert IRMiR takie ich sformułowanie – poza szeregiem negatywnych konsekwencji w sferze społeczno-gospodarczej – stymulować będzie ekstensywne zagospodarowywanie terenów znajdujących się jeszcze dalej od miasta, jego dekoncentrację i rozlewanie się na obszary wykraczające poza strefę dotychczasowej suburbanizacji (która również nie jest zjawiskiem korzystnym).
„W praktyce bowiem postawienie przed sobą tak +grubo ciosanego+ celu oznacza w pierwszej kolejności moratorium na zagospodarowywanie wszelkich niezagospodarowanych dotąd terenów w granicach administracyjnych gmin, które zgodnie z przyjętą przez Eurostat klasyfikacją typów obszarów zurbanizowanych DEGURBA zaliczają się do kategorii miast, małych miast lub przedmieść. Czy zatem zwiększanie powierzchni zielonych w tych gminach (co jest zasadniczym celem artykułu 6.) oznaczać będzie konieczność „wyburzania” zainwestowanych terenów i przywracania ich naturze?” – zastanawia się dr Janas.
W jego ocenie teoretycznie cel ten może być częściowo realizowany poprzez „zazielenianie” tzw. brownfields, czyli terenów zainwestowanych, ale z różnych przyczyn już niewykorzystywanych (poprzemysłowych, poskładowych, pokolejowych, opuszczonych budynków mieszkalnych itp.) lub „zazielenianie” istniejącej infrastruktury – zmniejszanie powierzchni uszczelnionych (tzw. odbetonowywanie), wykorzystywanie rozwiązań typu „zielone dachy” czy „zielone torowiska”. Jednak jak zauważa, w praktyce poprzez działania tego typu zrekompensowanie „utraty” terenów zieleni – związanych np. z budową nowego osiedla mieszkaniowego, nowej drogi czy innego rodzaju infrastruktury, która miałaby powstać w mieście na „wolnej” działce – będzie niewykonalne z powodów organizacyjnych (np. kwestie własnościowe) i finansowych.
„Renaturalizacja terenów poprzemysłowych, w zależności od stopnia degradacji, może być zadaniem niezwykle kosztownym i czasochłonnym, na co wskazują chociażby doświadczenia górnośląskich miast. Niejednokrotnie też o wiele lepiej tereny tego typu przeznaczyć pod inne inwestycje niż na siłę przywracać naturze nakładem olbrzymich kosztów i energii” – zauważył ekspert.
mp/