Senator Marek Borowski zaprezentował wyliczenia, ile czasu będą potrzebować członkowie komisji wyborczych, aby policzyć głosy w wyborach korespondencyjnych. Ocenił, że na przykład w Krakowie może to zabrać łącznie ok. 240 tys. minut.
Senat we wtorek wieczorem odrzucił ustawę w sprawie głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich 2020 r. Za wnioskowanym przez trzy komisje (ustawodawcza, praw człowieka i samorządu terytorialnego) odrzuceniem ustawy w całości było 50 senatorów (KO, KP-PSL, Lewica, dwie osoby z Koła Senatorów Niezależnych i jeden senator niezrzeszonych), przeciw opowiedziało się 35 (34 senatorów PiS i jeden senator KO - Władysław Komarnicki), a 1 osoba wstrzymała się od głosu (senator Józef Zając z klubu PiS).
Termin na zajęcie stanowiska przez Senat w sprawie tej ustawy mijał w środę 6 maja.
Senatorowie we wtorek przeprowadzili debatę nad ustawą. Uzasadniając stanowisko trzech komisji, które zarekomendowały odrzucenie ustawy, szef komisji praw człowieka, praworządności i petycji Aleksander Pociej (KO) mówił, że "przeprowadzenie wyborów w trybie głosowania korespondencyjnego może nie być do końca bezpieczne dla wyborców". Zaznaczał, że eksperci w obszarze zdrowia generalnie nie są w stanie przesądzić, czy wybory w trybie głosowania korespondencyjnego będą bezpieczne pod względem epidemiologicznym. Przywołał przesłaną Senatowi opinię zarządu Polskiego Towarzystwa Epidemiologicznego, uznającego, że praca w komisji wyborczej przy okazji takich wyborów może skutkować zarażaniem się koronawirusem.
Senator Marek Pęk (PiS) w imieniu mniejszości trzech połączonych senackich komisji uzasadniał wniosek o przyjęcie ustawy bez poprawek. Podkreślił, że sytuacja epidemiologiczna jest pod kontrolą państwa, trzeba przeprowadzić wybory prezydenckie w trybie konstytucyjnym, chociaż 10 maja może to być bardzo trudne; głosowanie korespondencyjne stwarza najmniejsze ryzyko". "Z obowiązku przeprowadzenia tych wyborów nikt nas nie zwolnił, to jest obowiązek w tym stanie prawnym bezwarunkowy" - podkreślał Pęk.
Z kolei senator Marek Borowski (KO) podczas debaty zaznaczył, że ustawa w sprawie głosowania korespondencyjnego "nie nadaje się do zorganizowania wyborów". Według niego "została tak skonstruowana, że liczenie głosów z pierwszego głosowania nie zakończy się przed terminem II tury". Senator zaprezentował przykładową kopertę zwrotną, która ma trafić do komisji wyborczej, zawierającą oświadczenie wyborcy i kopertę z wypełnioną kartą do głosowania. Przeprowadził następnie symulację mającą na celu oszacowanie ile będzie trwało w komisji wyborczej zajęcie się taką jedną kopertą od jej rozcięcia i wyjęcia oświadczenia do policzenia tego głosu.
Przy pomocy stopera i małego nożyka do rozcinania kopert senator zademonstrował ten proces, zaznaczając, że być może ktoś w komisji wyborczej będzie to robił sprawniej. Oświadczył następnie, że "eksperyment przeliczenia jednego głosu zajął mu 1 minutę 34 sekundy". Borowski zaznaczył, że w wyborach przeprowadzanych w normalnym trybie głosy liczone są w 25 tys. obwodowych komisji wyborczych i przeciętnie na jedną komisję przypada ok. tysiąca wyborców. Zgodnie z ustawą, nad którą debatują senatorowie, w wyborach prezydenckich mają pracować komisje gminne, czyli będzie ich niecałe 2,5 tys.
Senator podał przykład Krakowa, w którym ma być jedna gminna komisja wyborcza, a uprawnionych do głosowania jest w tym mieście ok. 600 tys. osób. Zakładając - mówił - że do wyborów pójdzie 40 proc. z nich, będzie 240 tys. kart. "Jeśli przeliczenie każdego głosu zajmuje minutę, to w Krakowie będzie to trwało 240 tys. minut, czyli 4 tys. godzin, pracując po 24 godziny na dobę, to 166 dni" - powiedział Borowski.
Zaznaczył, że w gminnej komisji wyborczej, "może być maksymalnie 45 członków komisji". "W takim razie będą liczyć głosy 11 dni po 24 godziny na dobę, ale muszą robić przerwy - iść do domu, a ktoś musi pilnować urny" - dodał Borowski podkreślając, że ten przykład można też zastosować do innych miast np Łodzi, czy Warszawy (choć tu mają pracować komisje dzielnicowe). Borowski ocenił w związku z tym, że liczenie głosów nie skończy się przed II turą wyborów prezydenckich".
Teraz ustawa wróci do Sejmu. Do odrzucenia w Sejmie stanowiska Senatu wymagana jest bezwzględna większość głosów - o jeden głos więcej, niż wszystkich pozostałych głosów (przeciw i wstrzymujących się). Obecnie klub PiS liczy 235 posłów, spośród których 18 to posłowie koalicyjnego Porozumienia.
Ustawa o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów powszechnych na Prezydenta RP zarządzonych w 2020 r. została uchwalona przez Sejm 6 kwietnia z inicjatywy PiS i przewiduje, że głosowanie w tegorocznych wyborach prezydenckich ma być tylko korespondencyjne. Nowe przepisy dają też marszałkowi Sejmu możliwość przesunięcia terminu wyborów, jednak w granicach wyznaczonych przez konstytucję, czyli najpóźniej na 23 maja.
ipa/ kos/ ago/ pś/ jp/