Stołeczny samorząd zdecydował: ludzi, którzy mają wyroki eksmisji na bruk, umieści w ogrodzonych i strzeżonych budynkach w dzielnicy Siekierki. Żeby tak się stało, ratusz musi zrobić już tylko jeden krok: podpisać umowę dzierżawy z właścicielem budynków, w których mają mieszkać eksmitowani.
Urzędnicy wyszukali już takie baraki przy ulicy Augustówka 1, z dala od dużych osiedli mieszkaniowych. Radni dali na ten pomysł zgodę.
Dziś w barakach są hotele pracownicze. W pobliżu jest elektrociepłownia, oczyszczalnia ścieków, ogródki działkowe, ośrodek dla uchodźców i trochę domów jednorodzinnych. Ich mieszkańcy protestują: "Boimy się, że mieszkańcy getta biedy będą swoją frustrację zamieniać w agresję wobec sąsiadów, a teren zostanie zdegradowany" - napisali do władz miasta.
To się nigdzie nie sprawdziło
Jest się czego bać. Warszawiacy dobrze wiedzą, że trzeba omijać szerokim łukiem budynki socjalne na Olszynce Grochowskiej czy na Bielanach. Tam od momentu powstania takich enklaw biedy głośno było o podpaleniach i morderstwach. Awantury są na porządku dziennym.
Dr Marek Majchrzak z warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej, specjalista od zarządzania nieruchomościami doradzający samorządom, uważa, że każde miasto powinno mieć straszak dla lokatorów, którzy nie płacą czynszu. - Ale nie może to być tak duże skupisko jak to planowane w Warszawie - mówi. - To się nigdzie nie sprawdziło - ani w bogatym Sztokholmie, ani w biedniejszej Lizbonie.
W stolicy w każdym baraku ma zamieszkać ok. 50 osób. Kobiety i mężczyźni osobno. Dlaczego?
- W sytuacji, kiedy sanitariaty i kuchnie są wspólne dla obcych sobie osób, łatwiej jest zorganizować życie, umieszczając w jednym budynku kobiety, a w innym mężczyzn - tłumaczy Izabela Tomaszewska z biura prasowego warszawskiego ratusza.
Na początek trafi tu 100-150 osób. Ale w stołecznym ratuszu leży około 600 zgłoszeń komorników. Zgodnie z przepisami żądają od miasta, by zapewniło tzw. pomieszczenia tymczasowe dla lokatorów, którzy mają sądowe wyroki eksmisji "donikąd". Niektóre niewykonane od kilku lat. Jeszcze w zeszłym roku lokatorów można było eksmitować na bruk, ale prawo się zmieniło. Teraz gmina ma obowiązek zapewnić eksmitowanym pomieszczenia tymczasowe. Warszawa do końca 2008 r. wyda na te na Siekierkach prawie 2 mln zł (koszt wynajmu, mediów, napraw, ochrony). To ok. 340 zł miesięcznie na osobę. Więcej niż czynsz w stumetrowym mieszkaniu komunalnym w Warszawie.
Droga kolonia karna
Socjologowie krytykują pomysł władz Warszawy. - Jest społecznie nieuzasadniony i ekonomicznie surrealistyczny - mówi dr Ewa Kaltenberg-Kwiatkowska, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego specjalizująca się w problemach mieszkalnictwa.
- To nic innego jak kolonia karna, tyle że bardzo kosztowna. Bo jak są wspólne pokoje i łazienki, to zaraz tam będą ginąć umywalki, sedesy i wszystko, co da się wykręcić. Zagrożenie pożarowe - murowane. Do tego koszt patroli straży miejskiej, policji.
Zdaniem dr Kaltenberg-Kwiatkowskiej lepiej byłoby poprawić funkcjonowanie pomocy społecznej, a za pieniądze wydane na wynajem getta stworzyć specjalny fundusz przeznaczony dla lokatorów, którzy rokują poprawę.
W ratuszu zapewniają, że nie dopuszczą do stworzenia getta dla wykluczonych. - Miasto jest przygotowane, by udzielić pomocy - zapewnia dyrektor miejskiego biura polityki społecznej Paweł Wypych. Ogłosił już konkurs na pomoc dla mieszkańców biedadomów. Polski Komitet Pomocy Społecznej jest gotów zorganizować na miejscu porady psychologa, prawnika, pracownika socjalnego, doradztwo zawodowe oraz pomoc rzeczową.
Tymczasowo czy na zawsze
Kto konkretnie trafi do biedadomów? W stołecznym ratuszu zapewniają, że nikt nie skieruje tam dzieci. A jeśli przyjdą na świat w getcie, miasto przydzieli rodzicom mieszkanie socjalne. Mają tu zamieszkać osoby znęcające się nad rodziną, alkoholicy, lokatorzy uprzykrzający życie sąsiadom. I ci, którzy czynszu nie chcą płacić, choć mają z czego. - Pod koniec miesiąca komisje mieszkaniowe w warszawskich dzielnicach powinny dostać pierwsze sprawy do rozpatrzenia - wyjaśnia dyrektor biura polityki lokalowej urzędu miasta Mirosława Wnuk. - Każdy przypadek będzie dokładnie przeanalizowany.
Pierwsi mieszkańcy trafią do pomieszczeń tymczasowych w październiku. Na jak długo, nie wiadomo. Nie precyzują tego żadne przepisy.