Książka „Skarb Dziedzica” autorstwa Karola Soberskiego. Praca zgłoszona w kategorii dziennikarz
Książka „Skarb Dziedzica” autorstwa Karola Soberskiego. Praca zgłoszona w kategorii dziennikarz.
"Skarb Dziedzica" to efekt 5 lat poszukiwań informacji, zdjęć, dokumentów i wspomnień od osób żyjących w okresie międzywojennym i pamiętających dziedzica Popowa Ignacewa. To przejechane blisko 8 tysięcy kilometrów, począwszy od Pomorza Zachodniego po Warmię, od Chojnic po Zgorzelec, od Rynarzewa po Stęszew. I to wielokrotne wizyty w różnych wioskach gminy Mieleszyn. Książka to efekt rozmów z ponad 70 osobami z których najstarsza ma 104 lata, a większość była w wieku 80 – 90 lat. Z tych rozmów wyszło 200 godzin nagranych wspomnień, niezwykłych wspomnień. Książka to efekt wielu godzin spędzonych w archiwach państwowych i kościelnych, to przejrzenie ponad 30 tytułów prasowych z okresu międzywojennego.
Książka „Skarb Dziedzica” to pierwsza tego typu pozycja na rynku wydawniczym, ponieważ po II wojnie światowej Franciszek Saskowski został całkowicie wymazany przez komunistów z historii regionu. Dzisiaj w miejscach związanych z jego życiem i działalnością, z jego licznymi dokonaniami, nie ma żadnych informacji, że są właśnie jego dziełem.
Tytułowy „Skarb Dziedzica” to autentyczny skarb – ukryty przez wojska napoleońskie w 1807 roku – odnaleziony w latach trzydziestych XX wieku przez Franciszka Saskowskiego. Pieniądze z tego skarbu F. Saskowski przeznaczył na rozwój gospodarczy i społeczny mieszkańców swojego majątku oraz na rozbudowę infrastruktury swojego folwarku.
„Skarb Dziedzica” - krótko o książce
Książka „Skarb Dziedzica” to opowieść o życiu i działalności Franciszka Saskowskiego (ur. 25 października 1890 r. – zmarł 22 lipca 1940 r.) właściciela majątku Popowo Ignacewo koło Gniezna, człowieka którego można określić mianem „człowiek renesansu”.
Interesował się różnymi dziedzinami życia i miał liczne talenty. Był człowiekiem o wielu zdolnościach i rozległych zainteresowaniach. Był koneserem dzieł sztuki. Prowadził szeroką działalność społeczną i rolno-gospodarczą, wprowadzał, podpatrzone na Zachodzie Europy, rozwiązania w rolnictwie, był wójtem gminy Mieleszyn, radnym powiatowym w Gnieźnie, a także członkiem Zgromadzenia Okręgowego. Działał w Towarzystwie Powstańców i Wojaków. Był fundatorem kościoła w Popowie Ignacewie oraz budowniczym kilku zakładów. Jego życie było intensywne i bogate.
Dziedzic Popowa Ignacewa
13 października 1926 roku umiera Jan Saskowski, a majątek Popowo Ignacewo dziedziczy jego starszy syn Franciszek – miał wówczas 36 lat. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że Franciszek de facto kierował już majątkiem od kilkunastu miesięcy – związane to było z chorobą Jana.
Co robił Franciszek Saskowski zanim objął majątek Popowo Ignacewo? O jego edukacji i latach młodzieńczych przed I wojną światową trudno coś bliższego powiedzieć z powodu braku źródeł. W czasie I wojny światowej został wcielony do armii pruskiej. Z kolei w latach dwudziestych, zanim jeszcze odziedziczył Popowo Ignacewo, na pewno pracował jako pomocnik kierownika lokalu w jednej z restauracji w Gnieźnie.
Śmierć ojca to nie jedyny cios, jaki w tamtym okresie spadł na Franciszka. Już bowiem cztery lata wcześniej, w 1922 roku, choroba przykuła do łóżka jego matkę. – Anna Saskowska miała niedowład nóg, spowodowany przez paraliż. W łóżku spędziła ona dwadzieścia cztery lata, aż do śmierci w 1946 roku – wspomina Janina Kryszak (rocznik 1930) z Popowa Tomkowego. – Z tego też względu w pałacu w Popowie Ignacewie na stałe była zatrudniona pielęgniarka, która opiekowała się Anną – dodaje.
Komendant Saskowski
Franciszek Saskowski, w czasie I wojny światowej wcielony – jak wielu Polaków – do armii pruskiej, po zakończeniu wojny mocno zaangażował się w działalność na rzecz przyłączenia Wielkopolski do wolnej Polski. Rodzina Saskowskiego wspierała działania środowisk związanych z Powstaniem Wielkopolskim, m.in. przekazała fundusze na Komitet Budowy Pomnika Poległych Powstańców 1918/1919, czyli na znajdujący się na cmentarzu św. Piotra i Pawła w Gnieźnie – Akropol Naszych Bohaterów.
Nie była to jedyna działalność F. Saskowskiego w środowisku byłych powstańców. Zaangażował się on bowiem także w działalność Towarzystwa Powstańców i Wojaków w Mieleszynie.
Towarzystwo Powstańców i Wojaków powstało w 1922 roku i było organizacją zrzeszającą byłych powstańców, jak i osoby związane z Powstaniem Wielkopolskim. Według „Statutu dla Towarzystwa Powstańców i Wojaków zrzeszonych w Związku Towarzystwa Powstańców i Wojaków” członkami tej organizacji mogli być Polacy o nieposzlakowanej opinii biorący udział w walkach o wyzwolenie Polski, szczególnie Wielkopolski w latach 1918/1919. Byli to zarówno powstańcy walczący z bronią w ręku, jak i osoby które w różny sposób przyczyniły się do odzyskania przez Polskę niepodległości. Członkami mogli być też kombatanci I wojny światowej.
Do najważniejszych celów Towarzystwa – jak czytamy we wspomnianym Statucie – zaliczyć należy „pielęgnowanie pamięci poległych w powstaniu i w późniejszych walkach przy ustalaniu granic, rozszerzenie idei niepodległości państwa polskiego i budzenie poczucia obowiązków obywatelskich wśród młodszego pokolenia, skupianie wszystkich obywateli danej miejscowości i okolic, którzy brali bezpośredni udział w powstaniu oraz wszystkich wojaków, którzy bądź to ochotniczo, bądź też na podstawie poboru, służyli w wojsku”.
Ósmego lutego 1925 roku w Mieleszynie odbyło się zebranie Towarzystwa Powstańców i Wojaków w trakcie którego wybrano nowe władze. Jak podaje w numerze 37 „Lech. Gazeta Gnieźnieńska”: „(...) dokonano wyboru nowego zarządu na przeciąg jednego roku. Prezes Cynalewski, zast. Pinkowski, sekretarz Budnik, zast. Szymański, skarbnik Ryster, komendant Saskowski, ławnicy: Koźma, Turek i Przybyliński”.
Wybór F. Saskowskiego na komendanta świadczy o wysokiej pozycji jaką zajmował on wśród członków Towarzystwa. Stanowisko komendanta znaczyło bowiem więcej w hierarchii niż funkcja prezesa, ponieważ dotyczyło działalności wojskowej i wychowawczej. Według Statutu: „komendant troszczy się o należyte przysposobienie wojskowe – wychowawcze wszystkich członków Tow. wedle rozkazów komendy okręgowej i upoważniony jest do wydawania rozkazów, jednakże w porozumieniu z Zarządem Tow. Komendant stanowi przed frontem zwierzchnią władzę”.
Towarzystwo, we władzach których był F. Saskowski, organizowało w Mieleszynie i w okolicznych miejscowościach różnego rodzaju uroczystości patriotyczne i szkolenia przysposobienia wojskowego. Nie brakowało też wsparcia materialne byłych powstańców.
Dobry gospodarz
Po śmierci ojca, Franciszek Saskowski stał się właścicielem majątku Popowo Ignacewo i sprawił, że zarówno wieś, jak i folwark zaczęły się szybko rozwijać. Okazało się, że nowy dziedzic jest doskonałym gospodarzem, który nie boi się wprowadzać sprawdzonych na zachodzie Europy, nowych metod uprawy ziemi i chowu zwierząt, głównie krów, uzyskując bardzo dobre efekty.
Jak opowiadają moi rozmówcy, F. Saskowski starał się gospodarować skutecznie i z poszanowaniem pracowników, co w krótkim czasie dało doskonałe rezultaty i przynosiło duże zyski. Znaczna część gospodarstwa nastawiona była na ziemniaki, w uprawie której F. Saskowski dosyć często eksperymentował, co skutkowało wysokimi plonami ziemniaka.
- Jeśli chodzi o gospodarstwo to w chwili przejęcia majątku po ojcu, Franciszek Saskowski miał około 450 hektarów, a potem dokupił i miał ponad 720 hektarów – opowiada Janina Kryszak (rocznik 1930). – W gospodarstwie, którego włodarzem był mój ojciec Kazimierz Szczepański, oprócz uprawy ziemniaków, nacisk kładziono też na hodowlę krów. Było ich ponad 50 – dodaje.
– Franciszek Saskowski robił doświadczenia na ziemniakach. Gdy sadził ziemniaki to nawet słomę w radliny kład, by utrzymywała się wilgotność. To był wielki na owe czasy wynalazek – mówi Stanisław Wojtkowiak (rocznik 1932) z Popowa Tomkowego.
Warto dodać, że część ziemniaków F. Saskowski sprzedawał do gorzelni w Mielnie należącej do rodziny von Wendorffów, z którymi prowadził liczne interesy.
– Przed II wojną światową mówiło się, że tam gdzie Polacy byli właścicielami to ludzie mieli źle, a tam gdzie właścicielami byli Niemcy, to Polakom żyło się dobrze. Oni więcej płacili ludziom – wspomina Teresa Cieślewicz (rocznik 1922) z Mieleszyna.
W gminie Mieleszyn wyjątkiem od tej reguły był właśnie F. Saskowski, który szanował swoich pracowników. - Był dobrym człowiekiem, ale skrytym i określanym jako dusigrosz. Ale jeśli chodzi o swoich pracowników to dbał o nich, co miesiąc wypłacał należne pieniądze za pracę i tym się różnił od sąsiadów. Na przykład pracujący w majątkach w Popowie Podleśnym czy w Dziadkowie, często miesiącami czekali na wypłaty. Był solidnym pracodawcą – wspomina J. Kryszak (rocznik 1930).
– Franciszek Saskowski był bardzo przyjazny dla ludzi – podkreśla z kolei Benon Nadolny (rocznik 1932) z Kowalewa. - O Saskowskim nigdy nikt nic złego nie mówił. Wszyscy byli zadowoleni, bo ludziom którzy u niego pracowali zawsze płacił to, co im się należało. Do tego dawał rożne deputaty – wspomina Jan Perek (rocznik 1925) z Kowalewka.
– Franciszek Saskowski był bardzo konkretny jeśli chodzi o pracę, bardzo wymagający. W obecności pana Franciszka Saskowskiego nie było czasu na odpoczynek, dopiero gdy pan Saskowski się oddalił, to wówczas wszyscy wstawali i prostowali plecy. Był niesamowicie wymagającym pracodawcom – zaznacza Henryk Nawrocki (rocznik 1922) z Mieleszyna.
I taka ocena F. Saskowskiego pojawia się do dzisiaj wśród najstarszych mieszkańców gminy Mieleszyn. Najczęściej powtarza się opinia, że był człowiekiem bogatym, ale jednocześnie skromnym i pamiętającym o najuboższych (o czym świadczą liczne wpłaty na rzecz poszkodowanych przez los m.in. w 1927 roku wsparł finansowo ofiary powodzi w Małopolsce).
Nowoczesny rolnik
Nowy dziedzic Popowa Ignacewa nie ograniczał się tylko do działalności rolniczej w swoim majątku. Był świadomy, że wiedzę rolniczą trzeba podnosić u innych rolników, których należy też bronić przed zalewem niemczyzny. Stąd też w 8 lutego 1935 roku – wraz z Józefem Wankowskim i Józefem Michałowiczem – wystąpili do Powiatowego Oddziału Wielkopolskiego Towarzystwa Kółek Rolniczych na powiat Gniezno z prośbą o utworzenie Kółka Rolniczego w Popowie Ignacewie.
Rada Powiatowa Oddziału WTKR na powiat Gniezno już 22 lutego 1935 roku wyraziła zgodę na utworzenie Kółka Rolniczego, do czego doszło 5 maja 1935 roku. Wówczas odbyło się zebranie organizacyjne w trakcie którego wybrano zarząd i komisję rewizyjną. Prezesem Kółka Rolniczego wybrano Franciszka Saskowskiego, wiceprezesem został Wincenty Eichstaedt z Kowalewa, sekretarzem – Józef Wankowski, skarbnikiem – Józef Michałowicz, ławnikami: Piotr Siwa z Kowalewa, Leon Winkler z Dziadkówka i Jan Wieczorek z Popowa. Do Komisji Rewizyjnej weszli: Bronisław Pędziński i Józef Kujawa, obaj z Popowa.
W trakcie zebrania ustalono, że spotkania członków Kółka odbywać się będą w pierwszą niedzielę każdego miesiąca o godz. 16.00 w lokalu J. Michałowicza.
Warto podkreślić, że na zebranie założycielskie przybyli m.in. hr. Leon Żółtowski, dziedzic Niechanowa, prezes Powiatowego Oddziału WTKR na powiat Gniezno, Kazimierz Perlik, sekretarz tegoż Oddziału, Michał Paruszewski, dziedzic Dziadkowa, prezes Koła Ziemian Gniezno, Władysław Skibiński, prezes Kółka Rolniczego Sokolniki oraz wielu rolników z terenu gminy.
Franciszek Saskowski – oprócz działalności typowo rolniczej – inwestował także w inne przedsiębiorstwa. Na pewno był współwłaścicielem Wytwórni Serów w Środzie Wielkopolskiej (o czym świadczy załączone do tego tekstu zdjęcie pochodzące z lat trzydziestych XX wieku). Był także właścicielem młyna w Mieleszynie.
Pierwszy wójt gminy Mieleszyn
Doskonale prowadzone gospodarstwo, szacunek pracowników i patriotyczna postawa Franciszka Saskowskiego została też dostrzeżona przez mieszkańców gminy. Dlatego też, gdy w 1933 roku dokonano wielu zmian w funkcjonowaniu samorządu w Polsce (tzw. ustawa scaleniowa, zwana też niekiedy „małą ustawą samorządową”) i powstały Zarządy Gmin na czele z nowym stanowiskiem – wójtem – funkcję tę zaproponowano właśnie Franciszkowi Saskowskiemu, który społecznie (był wójtem niezawodowym) kierował gminą Mieleszyn do wybuchu II wojny światowej.
Ustawa ta stanowiła, że organem wykonawczym (zarządzającym i wykonawczym według nomenklatury ustawy scaleniowej) był Zarząd Gminny, który składał się z wójta, jako przewodniczącego zarządu, podwójciego oraz 2 ławników wybieranych przez radnych. W gminie Mieleszyn do takich wyborów doszło 28 marca 1935 roku. Wójtem został F. Saskowski, podwójcim – Franciszek Garstka z Mieleszyna, a ławnikami: Franciszek Cieślewicz ze Świątnik Małych i Jan Lewiński z Popowa.
Radny powiatowy, członek Zgromadzenia Okręgowego
Stanowisko wójta gminy Mieleszyn nie było jedyną działalnością Franciszka Saskowskiego w samorządzie. 17 kwietnia 1935 roku został on bowiem także wybrany do Rady Powiatu w Gnieźnie.
Ale i to nie była ostatnia polityczna rola Franciszka Saskowskiego. W 1935 roku miał on duży wpływ na to, kto wystartuje w wyborach do Sejmu zarządzonych na 8 września tego roku. Wynikało to z faktu, że 23 kwietnia 1935 roku prezydent podpisał nową Konstytucję, która wprowadzała nową ordynację wyborczą. Jej zapisy spowodowały, że w wyborach zniknęły partyjne listy, a jedyną listą do Sejmu była ta ustalona przez specjalne Zgromadzenia Okręgowe obradujące pod przewodnictwem komisarza wyborczego, mianowanego przez ministra spraw wewnętrznych. W skład takiego Zgromadzenia wchodzili przedstawiciele samorządu terytorialnego, gospodarczego i zawodowego.
I właśnie do Zgromadzenia Okręgowego (obejmującego powiaty: gnieźnieński miejski, gnieźnieński, średzki, wrzesiński i wągrowiecki) został wybrany – w lipcu 1935 roku – Franciszek Saskowski. Delegaci byli wybierani przez rady gminne - po dwóch delegatów na gminę liczącą powyżej 6 tys. mieszkańców, a po jednym delegacie w pozostałych gminach – takich jak gmina Mieleszyn.
Oprócz F. Saskowskiego delegatami do Zgromadzenia wybrani zostali m.in. hr. Zygmunt Skórzewski z Czerniejewa, Jan Jaskólski i Leon Lisiecki z Witkowa, Bolesław Szulczewski i Jan Priebe z Kiszkowa, Stanisław Sztuba z Niechanowa, Józef Konieczny z Łubowa i Szczepan Kujawski z Kłecka.
Franciszek Saskowski – jak wynika z informacji do których dotarłem – zarówno jako wójt, radny powiatowy i delegat do Zgromadzenia Okręgowego, wykazywał się wielką odpowiedzialnością, był sumienny a jego opinie były zawsze wysoko cenione.
Dobry człowiek
– Franciszek Saskowski był bardzo dobrym gospodarzem ale przede wszystkim był uczciwym człowiekiem – podkreśla Marian Wojnowski (rocznik1928) z Popowa Tomkowego.
Pałac w Popowie Ignacewie, który F. Saskowski przebudował w 1937 roku, zawsze tętnił życiem. Ziemianie znani byli z upodobań do towarzyskiego życia, chociaż w przypadku Franciszka Saskowskiego, był w tym umiar. Wynikało to z jego charakteru. – Pieniędzy miał bardzo dużo. Był bogaty, oszczędny, a jednocześnie pracowity. Gdy wybierał się w podróż to zawsze zabierał ze sobą jedzenie. Miał samochód, ale nie zawsze nim jeździł, często podróżował pociągiem – mówi Stanisław Wojtkowiak (rocznik 1932) z Popowa Tomkowego.
Jego oszczędność potwierdza także Henryk Nawrocki (rocznik 1922) z Mieleszyna.
– Znałem pana Saskowskiego z widzenia i słyszałem o nim taką ciekawostkę. Otóż, gdy przyjeżdżały do niego dzieci od kogoś z jego rodziny i chciały następnie jechać do Gniezna, to kucharka Saskowskiego musiała im przygotować herbatę w butelkach, by nie kupowali oranżady – podkreśla H. Nawrocki.
Drugi powód dla którego F. Saskowski nie prowadził tak rozrzutnego życia jak niektórzy jego sąsiedzi bierze się z faktu, że dawano mu do zrozumienia, że jest „inny”. – Dziedzic Paruszewski z Dziadkowa nigdy nie uznawał Saskowskiego jako ziemianina, bo ten był bez herbu. Zawsze mówił na niego „dorobkiewicz”, bo dorobił się majątku, a Paruszewski z dziada pradziada miał majątek. Paruszewski twierdził, że Saskowski nie jest z ich środowiska – wspomina J. Kryszak (rocznik 1930).
Czy to oznacza, że F. Saskowskiego nie odwiedzali właściciele ziemscy z innych majątków? Wręcz przeciwnie. Częstymi gośćmi w Popowie Ignacewie byli: Marian Haber, właściciel ziemski z Kołdrąbia (do śmierci w lipcu 1933 roku także jego ojciec Kazimierz) oraz Jan Jenek, dyrektor Komunalnej Kasy Oszczędności w Gnieźnie.
Ale oprócz nich F. Saskowskiego odwiedzali m.in. hr. Leon Żółtowski z Niechanowa, hr. Zygmunt Skórzewski z Czerniejewa, Stanisław Pągowski, dziedzic Łubowic, Tadeusz Kijewski, właściciel Popowa Podleśnego, czy też Nikodem Dokowicz, od 1926 roku właściciel majątku Sarbinowo koło Janowca Wielkopolskiego, który zmarł w 1933 roku. Byli to jedni z największych właścicieli ziemskich w dwudziestoleciu międzywojennym w okolicach Gniezna.
Fundator kościoła
Rok 1936 był najbardziej doniosłym rokiem w historii Popowa Ignacewa. Wówczas Prymas Polski, ks. kard. August Hlond konsekrował kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Świątynia została wybudowana w całości za pieniądze dziedzica Popowa Ignacewa – Franciszka Saskowskiego. Sytuacja, że dziedzic samodzielnie funduje kościół, była w okresie międzywojennym zdarzeniem wyjątkowym, nie tylko na skalę Wielkopolski, ale i całej Polski!
W 2016 roku minęło 80 lat od konsekracji kościoła w Popowie Ignacewie. I przez ten okres ciągle pojawiają się pytania, jakie intencje kierowały Franciszkiem Saskowskim, że zdecydował się własnym sumptem wystawić piękną i okazałą świątynię. Podczas moich kilkuletnich poszukiwań związanych z historią Popowa Ignacewa i wędrówek tropami tajemnic tej miejscowości, natrafiłem na kilka, czasami niezwykłych hipotez mówiących o powodach wybudowania kościoła przez F. Saskowskiego.
Pierwsza, nieoficjalna wersja mówi, że powodem wybudowania świątyni była... chęć wyrażenia wdzięczność Bogu za wydarzenia z XVII wieku, a które związane są z początkami rodu Saskowskich. – Mój ojciec mówił, że kościół wybudowany w Popowie Ignacewie był swego rodzaju wotum wdzięczności za dar życia i opiekę nad kolejnymi pokoleniami rodziny fundatora świątyni – mówi Jadwiga Smaruj z domu Wieczorek (rocznik 1912) z Chojnic, która większość swojego życia spędziła w sąsiedztwie Popowa Ignacewa.
Jednak oficjalny powód był zupełnie inny. – Miejscowość w której zamieszkuję, Popowo Ignacewo, ma bardzo daleko do kościoła parafialnego w Kołdrąbiu. Dlatego mam zamiar postawić w Popowie Ignacewie kościółek na 500 dusz, aby tym samym ułatwić moim ludziom i okolicy, która ma także daleko do Kołdrąbia, wypełnianie swych obowiązków religijnych; dalej aby przyczynić się do większej chwały Bożej w okolicy zupełnie przez protestanckich kolonistów zamieszkałej.
Przedkładając niniejszym mój szczery zamiar, proszę uprzejmie o przyjęcie tego do wiadomości, o wyrażenie zgody Kurii i o dalsze wskazówki celem wykonania mojego zamiaru – napisał Franciszek Saskowski w liście z dnia 22 października 1932 roku do Kurii Metropolitalnej.
Na odpowiedź na taką niezwykłą propozycję dziedzic Popowa Ignacewa nie czekał długo. Już bowiem 7 listopada 1932 roku otrzymał list podpisany przez ks. bp Antoniego Laubitza, który wyraził zgodę na budowę świątyni. Otrzymawszy zgodę, F. Saskowski natychmiast zlecił wykonanie projektu kościoła inż. Stefanowi Cybichowskiemu z Poznania, dyplomowanemu architektowi z którym współpracowała także Kuria Metropolitalna.
Budowa świątyni rozpoczęła się w 1933 roku. W budowę kościoła bardzo mocno zaangażowali się mieszkańcy okolicznych wsi. – Podczas tej budowy Franciszek Saskowski brał od mojego ojca Jana Nadolnego żwir na budowę świątyni i cmentarza. Żwir przeznaczony na cmentarz był przez mojego ojca podarowany, bo tak się porozumiał z Saskowskim. A za żwir na budowę kościoła dziedzic zapłacił, ale nie wiem jakie to była kwota – wspomina Benon Nadolny (rocznik 1932) z Kowalewa.
Kościół w stanie surowym był już gotowy 4 października 1933 roku. Tego dnia przybył Stanisław Paluszkiewicz, inspektor budownictwa, kierownik Referatu Budowlanego z Wrześni, który dokonał odbioru budowy świątyni.
Zanim jednak dokonano odbioru budowy w stanie surowym, 11 czerwca 1933 roku o godz. 16.00 odbyła się uroczystość poświęcenia kamienia węgielnego pod kościół w Popowie Ignacewie. Dokonał tego ks. bp Antoni Laubitz. – W czasach kiedy według słów Ojca św. srożyła się bieda i nędza moralna i gospodarcza – niebywała w dziejach ludzkości od chwili potopu – dzięki Bogu miłej wspaniałomyślnej fundacji Wielmożnego Pana Franciszka Saskowskiego została z dniem 1 kwietnia 1933 erygowana nowa parafja w Popowie Ignacewie – takie słowa znalazły się w akcie erekcyjnym, który został schowany do puszki i zamurowany w dzisiejszym prezbiterium.
Do puszki włożono także: obrazek Najświętszego Serca Pana Jezusa, fotografie: papieża Piusa XI, ks. kard. Augusta Hlonda, Prymasa Polski, ks. bp A. Laubitza, ks. Czesława Marlewskiego, proboszcza parafii w Kołdrąbiu i Franciszka Saskowskiego. Do tego dodano kilka gazet: „Przewodnik Katolicki”, „Lech – Gazeta Gnieźnieńska” i „Kurjer Poznański”.
Uroczystość wmurowania kamienia węgielnego zgromadziła ponad 3 tysiące mieszkańców Popowa Ignacewa i okolic. Mieli oni okazję wysłuchać niezwykłego przemówienia ks. bp A. Laubitza, mówiącego wiele o fundatorze kościoła, Franciszku Saskowskim.
– W tych nad wyraz ciężkich czasach buduje się piękny kościół. Buduje go jeden człowiek. Czcigodny fundator zdobył się na wielki wysiłek, gdyż stawia własnym sumptem nie tylko ten Dom Boży, ale buduje także plebanję i dostarcza grunt na cmentarz – zaznacza.
- Trzeba się cofnąć wieki całe wstecz, aby znaleźć podobny przykład. Ofiarność fundatora jest tem większa, że nie ma on żadnych zobowiązań patronackich wobec swych współparafjan. Dzieło jego wypływa z prawdziwego natchnienia Bożego – podkreśla.
– Dawniej budowali kościoły ludzie wyjątkowo bogaci. Fundator tego kościoła natomiast nie należy do ludzi, którzy majątek swój otrzymali w spuściźnie lub się go dorobili przez spekulację. Co posiada, to zawdzięcza swemu własnemu trudowi i swej własnej umiejętności. Fundator mógł zgromadzić tak wielkie oszczędności bo nie miał dla siebie żadnych potrzeb, nie mając żadnych pretensyj życiowych. Że fundator, przejęty tym wzniosłym celem, ten wielki trud wyłącznie na swoje barki wziął, to jest może nawet trochę dziwne, bo taki uszczerbek musi mu utrudnić prowadzenie swego gospodarstwa i spełnianie innych obowiązków obywatelskich. Pan Franciszek Saskowski ma jednak na tę sprawę inne zapatrywanie. Lokując swój kapitał w dziele poświęconym chwale Bożej, lepszej lokaty sobie nie życzy. Tu mu się ten pieniądz nie zdewaluuje i żadna ruina gospodarcza tej lokaty nie zniszczy. Tu znajdzie pan Saskowski najlepsze oprocentowanie swego kapitału – tymi słowami podsumował swoje przemówienie bp A. Laubitz (cytat w oryginale za ówczesną prasą).
Warto dodać, że budowa kościoła i plebanii kosztowała Franciszka Saskowskiego – wedle różnych źródeł – od 120 tys. zł do 350 tys. zł. Dzisiaj byłaby to kwota od 2,4 mln zł do 7 mln zł!
Historyczny dzień
Po trzech latach oczekiwań nadszedł wreszcie ten czas – 21 czerwca 1936 roku – dzień konsekracji nowej świątyni pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Popowie Ignacewie. Kościoła ufundowanego przez miejscowego dziedzica Franciszka Saskowskiego.
– W dzisiejszych czasach materjalizowania się ludzkości, gwałtownego szerzenia się kultu użycia za wszelką cenę i wbrew wszelkim kodeksom etycznym, wbrew 10-ciorgu przykazaniom Bożym – uroczystość, którą obchodziła w niedzielę mała parafia Popowo Ignacewo w ziemi gnieźnieńskiej była poprostu uroczystością wyjątkową. Nie tylko w granicach szczupłej ziemi gnieźnieńskiej, lecz całej szerokiej Rzeczypospolitej. Można śmiało powiedzieć, że tego rodzaju uroczystości nie zdarzają się często tylko dlatego, że wymarł typ ludzi o prawdziwie wielkim szlachetnym geście. Nie powiemy, że wymarł bezpotomnie; skurczył się jednak do tak nikłej liczby, że tonie ona, mało widoczna, w morzu obojętności na sprawy publiczne, w zasklepieniu w wąskim kółku własnych interesów – napisała o uroczystości gazeta „Lech” z 23 czerwca 1936 roku.
Następnie Prymas dokonał uroczystego poświęcenia nowego kościoła. Najpierw poświęcił jego mury, a później dokonał konsekracji wnętrza świątyni. – W krzesłach ustawionych przed ołtarzem głównym zasiadł wśród zaproszonych gości, szlachetny fundator kościoła p. Saskowski, spoglądając ze wzruszeniem na uświęcanie się dzieła, wzniesionego na chwałę Bogu i na użytek Wiary św. i Polski – relacjonowała przebieg uroczystości, trwające dwie godziny, gazeta „Lech” w wydaniu z 23 czerwca 1936 roku.
Około godz. 10.00 rozpoczęła się msza św. której przewodniczył ks. bp Antoni Laubitz. Oprawę muzyczną eucharystii zapewnił Chór Kościelny z Rogowa. Kazanie wygłosił ks. prałat Michał Kozal, rektor seminarium duchownego w Gnieźnie (dzisiaj już błogosławiony, zamęczony w 1943 roku w Dachau). W trakcie homilii padły m.in. słowa: – Nie arystokrata z rodu, nie magnat z majątku, znalazł się człowiek, hojny fundator, który wzniósł ten Dom Boży i wyposażył go we wszystko.
Po zakończeniu mszy świętej, ks. kard. A. Hlond „przeszedł wśród szpaleru tłumów, udzielając arcypasterskiego błogosławieństwa (relacjonuje „Orędownik” z 24 czerwca 1936 r.). „Po skończonych uroczystościach Ks. Kardynał Prymas i ks. Biskup w otoczeniu duchowieństwa, przedstawicieli władz i zaproszonych gości udali się na probostwo a następnie do dworu fundatora kościoła p. Saskowskiego” (czytamy w „Pałuczaninie” z 28 czerwca 1936 r.)
– Byłam z rodzicami na poświęceniu kościoła w Popowie Ignacewie. Miałam wtedy 14 lat. To była piękna uroczystość – wspomina Teresa Cieślewicz (rocznik 1922) z Mieleszyna.
Plebania, którą wybudował F. Saskowski składała się z 13 pomieszczeń, tarasu i była gotowa do zamieszkania. Obok plebanii powstał budynek gospodarczy służący jako: pralnia, kurnik, chlew i spichlerz. Całość plebanii, jak i kościoła, została ogrodzona. Dodatkowo dziedzic przekazał ziemię (3 morgi) wokół plebani z przeznaczeniem na sad-ogród oraz 70 mórg na ziemię uprawną. F. Saskowski podarował również ziemie pod cmentarz, który w przyszłości miał powstać.
Warto też wspomnieć, że fundator świątyni ubezpieczył ją w Zakładzie Ubezpieczeń Wzajemnych w Poznaniu na kwotę 50 tys. złotych. Dodatkowo F. Saskowski ofiarował na potrzeby nowej parafii 1200 zł zgromadzone na książeczce oszczędnościowej w Komunalnej Kasie Oszczędności w Gnieźnie, którą otrzymał w posagu od swojego ojca.
W siedzibie F. Saskowskiego goście zjedli obiad, w czasie którego Prymas Polski udekorował fundatora kościoła przyznanym przez papieża Piusa XI – w uznaniu wielkich zasług – Krzyżem Kawalerskim Orderu św. Sylwestra a jego matkę Annę, Krzyżem Kawalerskim „Pro Ecclesia et Pontifice”.
Wybudowany w 1936 roku kościół oraz plebania z budynkiem gospodarczym, jak wspominają mieszkańcy, to nie miały być jedyne obiekty które chciał postawić dziedzic Popowa Ignacewa.
– Franciszek Saskowski chciał też wybudować dom dla sióstr zakonnych. Miał on stanąć przy kościele, ale wybuch wojny w 1939 roku przekreślił te plany – wspomina Janina Kryszak (rocznik 1930) z Popowa Tomkowego.
– W pierwszym zamyśle, tam gdzie stoi plebania miał być dom zakonny. Potem plany się zmieniły i powstała plebania, ale ponoć F. Saskowski chciał w późniejszym czasie powrócić do planów budowy domu zakonnego – mówi Henryk Nawrocki (rocznik 1922) z Mieleszyna.
Śmierć dziedzica
Wybuch wojny zastał F. Saskowskiego w swoim pałacu. 10 września 1939 roku do pałacu w Popowie Ignacewie wprowadził się Niemiec Erich Schulz z Popowa Tomkowego, który został zarządcą majątku F. Saskowskiego.
– Schulza wyznaczono na zarządcę, ale od początku pobytu próbował on przekonać F. Saskowskiego, by ten nadal kierował majątkiem, ale on odmówił. Schulz był wrednym człowiekiem – wspomina M. Wojnowski.
Niechęć do współpracy dziedzica z Niemcami potwierdza również Stanisław Wojtkowiak (rocznik 1932) z Popowa Tomkowego. – Jan Saskowski kupił Popowo Ignacewo, ale to Franciszek rozbudował folwark. Był dobrym gospodarzem, tak dobrym, że Niemcy w 1939 roku chcieli, by on dalej kierował majątkiem w Popowie Ignacewie. Ale on nie chciał się na to zgodzić – podkreśla.
– Na początku wojny Franciszek Saskowski mieszkał w pałacu i Niemcy nic mu nie zrobili. Pozwolili mu na to, bo był bardzo dobrym gospodarzem – dodaje też Jan Perek (rocznik 1925) z Kowalewa.
W pałacu mieszkał do końca marca 1940 roku. 1 kwietnia tego roku Franciszek Saskowskio i jego ciężko chora matka Anna zostali wyrzuceni z pałacu i zamieszkali na plebanii. Był początek lipca 1940 roku. Na polach widać piękne łany zboża, na niebie krążą bociany, lada dzień zaczną się żniwa... Nadszedł 22 lipca. – Franciszek Saskowski wyszedł na pole i popatrzył na swoje stogi. Było ich bardzo wiele, być może pomyślał, że wszystko to trafi w ręce Niemców i serce nie wytrzymało. Dostał zawału i zmarł – mówi Janina Kryszak (rocznik 1930).
Ciało dziedzica przeniesiono na plebanię. Tam też przywieziono trumnę, którą ustawiono w holu plebanii i przez trzy dni wystawione w niej było ciało F. Saskowskiego. – Mój ojciec Antoni mieszkał w czasie wojny w Popowie Ignacewie i w 1940 roku przysposobił ciało F. Saskowskiego do pogrzebu m.in. ogolił leżącego w trumnie dziedzica. Mój ojciec w czasie wojny był tam organistą, dopóki kościoła nie zamknęli, ale i kościelnym i grabarzem – wspomina Mieczysław Kwiatkowski (rocznik 1945) ze Stęszewa, syn Antoniego Kwiatkowskiego.
25 lipca 1940 roku kondukt żałobny na czele z ks. Stanisławem Fenglerem, proboszczem parafii pw. św. Stanisława Bp. w Sokolnikach (miejscowy proboszcz ks. E. Wesołowski od 15 maja 1940 roku przebywał w areszcie w Gnieźnie) przeszedł z plebanii na cmentarz. Ciało F. Saskowskiego zostało złożone w grobowcu Paruszewskich (własnego grobowca F. Saskowski nie zdążył wybudować). W pogrzebie uczestniczyło ponad sto osób, mieszkańców Popowa Ignacewa, jak i okolicznych wiosek.
Tym samym bezpotomnie odszedł wielki człowiek, zasłużony dla Popowa Ignacewa, gminy Mieleszyn, jak i powiatu gnieźnieńskiego. Miał 50 lat.
Drugi pogrzeb
W niedzielę, 3 grudniu 1972 roku odbył się drugi pogrzeb dziedzica Popowa Ignacewa. Wszystko za sprawą ks. Stanisława Różniaka, który w 1971 roku przyszedł na tę parafię.
– Gdy na dobre zadomowiłem się w tej parafii, którą do dzisiaj bardzo mile wspominam, to postanowiłem uhonorować fundatora kościoła i jego matkę Annę, i przenieść ich do grobowca, który Franciszek przed wojną zaczął budować. Tym samym chciałem spełnić jego wolę – mówi ks. Stanisław Róźniak (rocznik 1936) obecnie mieszkający w Rynarzewie koło Bydgoszczy. Trzeba tutaj zaznaczyć, że Anna Saskowska, matka Franciszka zmarła w 1946 roku i również została pochowana w grobowcu Paruszewskich, obok swojego syna.
Po mszy świętej kondukt przeszedł z kościoła w miejsce, które przed II wojną światową F. Saskowski wybrał na swój grobowiec. – Pamiętam, że ten drugi pogrzeb odbył się w godzinach popołudniowych, a trumnę nieśli członkowie Rady Parafialnej – dodaje.