Zygmunt Frankiewicz, szef Związku Miast Polskich i prezydent Gliwic, w II części wywiadu z PAP mówi m.in. o wyludnianiu się ośrodków miejskich i o Metropolii Śląskiej.
Zygmunt Frankiewicz, szef Związku Miast Polskich i prezydent Gliwic, w drugiej części wywiadu z PAP mówi o wyludnianiu się ośrodków miejskich, strefach ekonomicznych i diagnozuje sytuację Metropolii Śląskiej.
PAP: Panie Prezydencie, jednym z największym problemów aglomeracji śląskiej jest demografia, wyludnianie się górnośląskich miast. Potoczna opinia jest taka, że to one – obok Łodzi – wśród ośrodków miejskich w Polsce najbardziej się wyludniają. Z. Frankiewicz: Rzeczywistość odbiega od tej potocznej opinii. Problem wyludniania się dotyczy niemal wszystkich większych ośrodków miejskich w naszym kraju. Liczba ich mieszkańców ma spaść do 2035 r. o 22 proc. To jest więc problem powszechny, problem Polski związany z dzietnością rodzin.
- Ale także emigracji.
- Tak, także emigracji, bo jeśli wyjechało z naszego kraju 2,5 miliona osób, to musi być widoczne i w miastach. Trzeba przy tym dodać, że w przypadku dużych miast ubytek ludności to efekt przede wszystkim przeprowadzania się ich mieszkańców do gmin ościennych. Tak to wygląda także w Gliwicach. Tracimy wielu mieszkańców na rzecz pobliskich gmin, bo mamy po sąsiedzku tereny wiejskie – bardzo atrakcyjne, ciche, czyste. Nie rozumiem jednak na przykład, dlaczego mieszkańców tracą Katowice, ponieważ wokół tego miasta nie ma takich terenów.
- Proces, który Pan wyżej opisał, ta depopulacja miast na rzecz ościennych gmin, jest dla dotkniętych nią samorządów bolesna finansowo. Bo traci się podatników, którzy po wyprowadzce pod miasto nadal w nim pracują, korzystają z jego infrastruktury, usług, nie ponosząc związanych z tym kosztów.
- Można by pomyśleć np. o rozwiązaniu, które stosuje się w USA. Czyli o podziale udziału podatku dochodowego od osób fizycznych na miejsce zamieszkania i pracy. To byłoby zapewne bardzo niepopularne, ale za to sprawiedliwsze.
- A może rozwiązaniem byłoby łączenie powiatów grodzkich z otaczającymi je, „wianuszkowymi” powiatami ziemskimi, a także gmin miejskich z ich „obwarzankowymi” gminami wiejskimi?- To oczywiście dobry i w zasadzie nieuchronny kierunek. Z tym zastrzeżeniem, żeby to łączenie gmin lub fragmentów gmin nie było przymusowe, narzucane odgórnie, żeby zainteresowani mieszkańcy mogli te decyzje podejmować sami, dobrowolnie, a rolą rządu byłoby co najwyżej tworzenie zachęt do takich procesów. Decydująca i wiążąca powinna być opinia mieszkańców – wyrażona w referendum.
- Wracając do wyludniania się polskich miast, to jak samorządy powinny sobie z tym radzić?- Wyłącznie konkurując o mieszkańców, walczyć o nich, zwiększając atrakcyjność swoich miast. Oczywiście, wiadomo, co należy zrobić, o co należy zadbać: miejsca pracy, warunki do rekreacji i wypoczynku, rozwinięte usługi i miejsce do mieszkania. To jednak nie wystarczy, żeby zniechęcić do emigracji za granicę. Ten akurat problem nie jest do rozwiązania na poziomie gminy. Tu decydująca jest polityka państwa.
- Wspomniałem wcześniej o tym, że Górny Śląsk jest dotknięty wyludnianiem relatywnie bardziej niż inne polskie metropolie, nie licząc Łodzi. Dlaczego tak się dzieje?
- By odpowiedzieć na to pytanie, musimy wrócić do okresu PRL, gdy do pracy na Śląsk – wraz z budową kopalń czy hut - przyjeżdżały i osiedlały się tu miliony ludzi. Zatrudnieni byli między innymi w przemyśle ciężkim i górnictwie, które w Polsce po 1989 r. bardzo się skurczyły i straciły na znaczeniu. Ludzie, którzy tracili tam pracę, wyjeżdżali. Władz samorządowych nie można za to winić. Poza tym na to zjawisko trzeba spojrzeć jeszcze z innej perspektywy. Nie jest bowiem prawdą, że im większe miasto, tym lepiej.
Ponoć najwygodniej mieszka się w mieście, które ma około 100 tys. mieszkańców. Dlatego uważam, że metropolia górnośląska znów ma szansę być bardzo atrakcyjnym miejscem do życia. Składa się z miast stosunkowo małych, przyjaznych, a jednocześnie oferujących wszelkie możliwe usługi, bo razem tworzących ponad dwumilionową konurbację. Ważne jest to, żeby z naszych miast nie uciekali ludzie, dzięki którym mogą one się rozwijać. Czyli osoby wykształcone, młode, ambitne, kreatywne.
- Górnemu Śląskowi pomogła w tym specjalna strefa ekonomiczna, bo dzięki niej ulokowało się tu wiele nowoczesnych firm. Choć niektórzy twierdzą, że lokalne społeczności i samorządy bardziej na takich strefach tracą niż zyskują, ponieważ ulokowane tam firmy są zwolnione na długi okres z podatku dochodowego, a czasem także z podatku od nieruchomości. Jak Pan odniósłby się do tej opinii?- Wystarczy sprawdzić efekty działania stref. Po ponad 20 latach ich funkcjonowania łatwo można ocenić efektywność tego narzędzia. W przypadku naszej strefy, KSSE, wnioski są jednoznaczne. Jestem w jej radzie nadzorczej, więc mogę podać konkretne dane i pokazać, jak podstrefa gliwicka, którą zarządzamy, wpłynęła na rozwój kilkudziesięciu miejscowości i miast, nie tylko w województwie śląskim, ale również w opolskim. Dlatego, że nasza podstrefa operuje również na Opolszczyźnie.
- A co z utraconymi wpływami podatkowymi?
- Firmy działające w strefach były zwalniane z CIT, ale udziały samorządu w tym podatku są tak niewielkie, że nie miało to nigdy większego znaczenia dla naszych budżetów. Zwolnienia obejmują też podatek od nieruchomości. Część tego zwolnienia przyznawana jest z mocy ustawy i za tę ulgę gmina otrzymuje rekompensatę z budżetu państwa, a część samorząd może przyznać samodzielnie i to czasowo uszczupla jego dochody. W Gliwicach większość tych czasowych zwolnień już się zakończyła, a firmy pozostały. Z samego tylko podatku od nieruchomości od przedsiębiorstw działających w podstrefie Gliwice będą mieć w tym roku aż 36 mln zł. To są ogromne pieniądze.
- Jednak mimo strefy ekonomicznej spora część górnośląskich miast jest wciąż w trudnej sytuacji.- Na tę sytuację duży wpływ ma pewien ważny, obiektywny czynnik. To mianowicie, że wśród miast na prawach powiatu, które nigdy nie miały statusu stolicy województwa, zdecydowaną większość stanowią miasta z województwa śląskiego. Brak tego statusu obecnie oraz w przeszłości stawiał je i wciąż stawia w dużo gorszym położeniu niż byłe i obecne ośrodki wojewódzkie. Na to nałożyły się zmiany w strukturze lokalnej gospodarki, a do tego szkody górnicze, tak jak np. w Bytomiu. To z tych powodów te miasta są w trudniejszej sytuacji finansowej.
- Czy tę sytuację może poprawić startująca właśnie Metropolia Śląska? Co zmieni jej utworzenie?- W obszarze, który jest konurbacją, czyli zbiorowiskiem wielu miast średniej wielkości, z których największe - stołeczne, wojewódzkie, nie ma 300 tys. mieszkańców, potrzebne są narzędzia do zarządzania w specyficznych obszarach. Dotychczas na skutek zbyt sztywnych przepisów nie można było wykorzystywać istniejących narzędzi, bo nadzór prawny wojewody kwestionował np. przekazywanie części zadania do związku komunalnego, jakim był GZM, czyli Górnośląski Związek Metropolitarny. Był związek komunalny, który nie miał de facto możliwości operowania. Czyli rozwiązywania wspólnych problemów tych miast.
- Np. funkcjonowania komunikacji miejskiej na tym obszarze?- Komunikacją miejską zajmuje się Komunikacyjny Związek Komunalny Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego – KZK GOP. I robi to dobrze. Wbrew temu, co często się słyszy, w metropolii śląskiej obowiązuje bardzo nowoczesny system organizacji transportu miejskiego. Z dobrą elektroniczną kartą, obsługującą system oraz z jednolitym biletem. Jednak KZK GOP nie obejmuje swym działaniem całej metropolii. Są jeszcze inni organizatorzy transportu miejskiego, w tym tacy, którzy mają odrębne bilety, np. w Tychach. Zatem o pełnej integracji transportu miejskiego na Górnym Śląsku jeszcze mówić nie możemy.
- Czyli jednak i w tym przypadku Metropolia Śląska będzie miała swoją rolę do odegrania?
- Związek metropolitalny musi mieć kompetencję do organizowania transportu publicznego i to powinien przejąć od KZK GOP. Jednak jest jeszcze parę innych spraw, którymi powinien się zająć. Moim zdaniem trzeba zacząć od kolei metropolitalnej. Dlatego, że mamy na swoim obszarze bardzo gęstą sieć linii kolejowych, ale na razie za mało je wykorzystujemy. Tymczasem za ich sprawą moglibyśmy stworzyć na Górnym Śląsku namiastkę metra.
Jednak podsumowując, nie ma co liczyć na to, że działalność Metropolii Śląskiej przyniesie szybkie
doraźne efekty i niepotrzebnie rozbudzono takie nadzieje. Mimo to bardzo dobrze się stało, że ten
związek powstał. Między innymi dlatego, że docelowo może on ograniczać dysproporcje rozwojowe,
bo – tak już powiedziałem - są na Górnym Śląsku miasta, które sobie dobrze radzą, ale
i takie, które stoją na krawędzi bankructwa.
- Które są w najtrudniejszej sytuacji?- Powszechnie znana jest trudna sytuacja Bytomia. O innych miastach nie chciałbym mówić, żeby ich nie stygmatyzować, ale tych w ciężkim położeniu jest u nas dużo. Za dużo.
Rozmawiał: Jacek Krzemiński
Czytaj również (pierwsza część wywiadu):
Nie odpuścimy RIO. Prezes ZMP o najważniejszych wyzwaniach samorządów