Fundamentalnym wyzwaniem dla polskich miast jest demografia – podkreślił podczas II Kongresu Małych i Średnich Miast Wojciech Jarczewski, dyrektor Instytutu Rozwoju Miast i Regionów. Jego zdaniem samorządy bez pomocy państwa nie poradzą sobie z tym problemem.
Dyrektor IRMiR podkreślił, że ubytek ludności szczególnie odczuwają miasta średnie i małe. Wskazał, że problem dotyczy 754 ośrodków miejskich – w tylu nastąpił spadek ludności w ciągu ostatnich 10 lat.
„Nie jest tak, że ten dramat przeżywa tylko Polska Wschodnia, ale jest cały pas od woj. lubelskiego, przez woj. świętokrzyskie, po południową część woj. wielkopolskiego i woj. dolnośląskie. To pas bardzo intensywnego wyludniania się miast, tj. powyżej 5 proc. w ciągu 10 lat” – tłumaczył Jarczewski.
Szef IRMiR zwrócił też uwagę na starzenie się społeczeństwa. Wskazał, że niekorzystny współczynnik obciążenia demograficznego (stosunek liczby dzieci w wieku 0-14 lat do osób w wieku emerytalnym) dotyczy już ok. 64 proc. gmin.
„Ten wskaźnik pokazuje, że sytuacja jest w istocie gorsza niż się wydaje. Dzieci ubywa szybciej niż mieszkańców. To w tej chwili staje się fundamentalnym wzywaniem jeśli chodzi o kierunki rozwoju. Miasta sobie same z tym nie poradzą, a dotyczy on wszystkich miast” – przekonywał Jarczewski.
Zwrócił przy tym, że uwagę dotychczasowe duże środki kierowane do miast pozametropolitalnych nie wystarczyły aby powstrzymać „kryzysu w miastach małych i średnich”. „Metropolie się super rozwijają, ale miasta średnie i małe ogólnie są w kryzysie, szczególnie demograficznym. O ile ten kryzys demograficzny nie przekłada się jeszcze na kryzys gospodarczy, o tyle za kilka lub kilkanaście lat to uniemożliwi rozwój, jeśli w miastach będą sami emeryci” – zaznaczył Jarczewski.
Jego zdaniem obecnie jest potrzebna poważna debata i odpowiedź na pytania, co dalej z rozwojem mniejszych miejscowości, jak je wspierać, czy należy iść w kierunku rozwoju policentrycznego i czy to ma sens.
Zdaniem prof. Przemysława Śleszyńskiego „rozwój powinien być zrównoważony regionalnie ale skoncentrowany lokalnie”.
„Zrównoważony regionalnie ponieważ mamy sieć policentryczną. To jest coś co nazywam naszym skarbem narodowym – to, że miasta w Polsce są różnej wielkości, nie ma dużych różnic między nimi, nie ma jednego wielkiego Budapesztu jak na Węgrzech, który wszystko dookoła zasysa. To jest nasza bardzo pozytywna cecha rozwojowa” – tłumaczył Śleszyński.
Wskazując na korzyści systemu policentrycznego profesor podkreślił, że nie występują w nim rażące dysproporcje. „Mówiąc kolokwialnie większy nie zjada mniejszego. W związku z tym mamy większe prawdopodobieństwo synergii, obniżają się koszty działalności. Systemy policentryczne są zatem bardziej efektywne” – przekonywał Śleszyński.
Jego zdaniem dalszych dyskusji wymaga m.in. to jak optymalnie dopasować funkcje różnego typu i różnego rzędu do policentrycznego systemu osadniczego oraz w jakich układach jest potrzebna koncentracja, a gdzie równoważenie czynników rozwoju.
Zdaniem profesora potrzebna jest optymalizacja systemu administracyjno-terytorialnego. Śleszyński zaznaczył, że jest bardzo wiele dowodów na to, że polski system województw, powiatów i gmin jest nieefektywny.
„On tworzył się w latach 90-tych gdy nikt nie myślał o komputerach i komórkach. Chodziło wtedy, żeby sieć powiatów odtworzyć według takiej wizji średniowiecznej, gdy nie było internetu i jeździło się koniem” – mówił Śleszyński.
Według niego nowy system administracyjno-samorządowy powinien nadal być trójszczeblowy, ale z reedukacją liczby województw do 10-12 oraz liczby powiatów do 100-130.
„Mówi się dużo o potencjałach rozwojowych, one są i drzemią. Jeśli się nie zainwestuje, a tym zainwestowaniem nazywam lepszą organizację i lepszą geografię, te dźwignie rozwojowe różnego rodzaju, które mamy i które są naszym skarbem narodowym, ale nie są uruchamiane, to czeka nas kryzys demograficzny. Wierzę, że te dźwignie można uruchomić i one mogą działać na rzecz Polski” – podsumował prof. Śleszyński.
mp/