Miejski zintegrowany system ratownictwa medycznego powinien funkcjonować zarówno w sytuacji, gdy poszukiwana jest zaginiona osoba, jak i przy atakach terrorystycznych. Wciąż jednak nie ma odpowiednich regulacji, a mimo ćwiczeń brak jest koordynacji działań. System ma powstać do 2009 r. za blisko milion złotych.
Będzie to jeden z elementów składających się na system bezpieczeństwa.
Według doradcy prezydenta Warszawy ds. bezpieczeństwa, płk Romana Polko, potrzebny jest element spajający cały system. Nawet przy poszukiwaniu jednej osoby nie powinno dzwonić się po kolei do wszystkich służb, tylko do jednego ośrodka. Obecnie licznie powstają różnego rodzaju zespoły, nie będące strukturami etatowymi, które mają zajmować się sytuacjami kryzysowymi. Już na szczeblu rządowym jest ich stanowczo za dużo. Poza tym powstają instytucje, które klonują funkcje. Dodatkowo nie ma jasnego podziału kompetencji i odpowiedzialności. Dlatego powinien powstać nie organ kolegialny tylko np. centralny sztab kryzysowy podległy premierowi, skupiający reprezentantów wszystkich resortów. Osoby te, posiadając wiedzę z różnych ministerstw, wskazywałyby, kto jest odpowiedzialny za rozwiązanie określonej sytuacji kryzysowej.
Wszystko, co do tej pory zrobiono w zakresie organizacji zintegrowanego systemu ratownictwa medycznego wynika tylko z dobrej woli podmiotów, odpowiedzialnych za ratownictwo i bezpieczeństwo. - Wyrażam swoje uznanie dla działań pani dyrektor Biura Polityki Zdrowotnej Urzędu Miasta, Aurelii Ostrowskiej, która pomimo braku uregulowań podjęła działania i doprowadziła do przejęcia ciężaru koordynowania pomocy medycznej. Jednak przy zmianie personalnej, nowy dyrektor może nie wykazywać już tak wielkiego zaangażowania. Może realizować obowiązkowe minimum, podejmując przedsięwzięcia wynikające z mocy prawa, tak jak w przypadku użycia wojska w działaniach przeciw terrorystycznych czyni MON, i nic nie będzie można zrobić, tłumaczy Roman Polko.
Pułkownik zwraca uwagę na rozporządzenie Rady Ministrów z 19 lipca 2005 w sprawie szczegółowych warunków sposobów użycia oddziałów i pododdziałów policji oraz sił zbrojnych RP w razie zagrożenia bezpieczeństwa publicznego lub zakłócenia porządku publicznego. - To rozporządzenie nie spełnia głoszonych zapowiedzi, procedury są zawiłe i stawiają wiele dodatkowych warunków do spełnienia. Nie wiem dlaczego nie wymienia się w nim GROM-u, jedynej wojskowej jednostki antyterrorystycznej w Polsce, zdolnej do takich akcji. GROM działał w MSWiA, zna tę specyfikę, był od wielu lat do takich działań przygotowywany i szkoda byłoby tego nie wykorzystać. W tym rozporządzeniu nawet nazewnictwo jest niewłaściwe, krytykuje Polko.
W przypadku zdarzenia o charakterze terrorystycznym brak jest rozwiązań systemowych, na szczeblu kraju czy rządu, określających strukturę i funkcjonowanie systemu zarządzania kryzysowego. Nie istnieją także sektorowe strategie bezpieczeństwa. Tu wraca sprawa uregulowań, których tak naprawdę wciąż nie ma.
Roman Polko obawia się, żeby ćwiczenia służb, nie miały charakteru uspokajającego społeczeństwo i media. Służby w systemie zintegrowanym powinny w końcu ustalić, jak będą współpracować w sytuacjach zagrożenia, w jaki sposób będą nawiązywać łączność itp. Problem dotyczy też kwestii odpowiedzialności za prowadzoną akcję.
Ale mimo tego Polko dobrze ocenia przeprowadzone przy okazji fałszywych alarmów akcje służb ratowniczych Warszawy. Zasługę przypisuje głównie prezydentowi miasta, który nie bał się podjąć trudnej i niepopularnej decyzji, a przede wszystkim z tą decyzją nie zwlekał.
Rola miasta, według pułkownika Polko, polega na wspieraniu struktur rządowych, stosownie do tego, jakie potrzeby zgłoszą. Jednak w pierwszym rzędzie miasto powinno się skupić na stworzeniu bezpiecznej infrastruktury oraz likwidacji skutków ataku terrorystycznego, czy jakiejkolwiek innej katastrofy. W takim przypadku potrzebna jest np. pomoc Straży Miejskiej, izolującej rejony, czy współpraca z mediami.
W świadomości społecznej za bezpieczeństwo w mieście odpowiadają władze miasta. Dlatego prezydent miasta powinien mieć pełną informację na temat realnych zagrożeń. Powinien też móc liczyć na wsparcie instytucji i ich podporządkowanie z mocy prawa a nie na zasadzie umowności, jak to ma miejsce w przypadku miejskiego zintegrowanego systemu ratownictwa medycznego.
Integracja w obecnych warunkach, w których środki finansowe nie są najgorsze, podobnie jak dostępność szpitali, jest konieczna, nawet nieformalnie. Chodzi przecież o to, aby ewentualne zdarzenie nie zdezorganizowało miasta.
– Dla mnie istotnym problemem, któremu można nadać odpowiednią rangę poprzez biuro promocji czy edukacji miasta, jest brak umiejętności udzielania sobie i innym pomocy. To zupełnie zanikło wśród ludności cywilnej. Dlatego będę namawiał prezydenta Stasiaka, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo, do dofinansowania szkołom średnim zakupu odpowiedniego sprzętu do ćwiczeń ratunkowych.
Brak uregulowań prawnych na szczeblu krajowym zmusza do budowy jedynie poszczególnych modułów systemu. W ten sposób powstaje system ratownictwa medycznego. – To są takie wysepki szczęśliwości, być może kiedyś ktoś je połączy i będzie można swobodnie się poruszać po całości, optymistycznie dodaje płk Polko.
p.kluczynska@pap.pl