Sąd Okręgowy w Olsztynie (woj. warmińsko- mazurskie) oddalił w czwartek pozew obywatelki Niemiec, Agnes Trawny, domagającej się odszkodowania za pozostawioną na Mazurach nieruchomość. Całą sprawę umorzył z powodu przedawnienia. Trawny ani jej pełnomocnika nie było na publikacji orzeczenia. Wyrok nie jest prawomocny.
Decyzją sądu Trawny musi zapłacić 99 tys. zł kosztów sądowych. Początkowo obywatelka Niemiec była zwolniona z wpisu sądowego czyli opłaty za założenie sprawy, bo - jak tłumaczyła - jej sytuacja materialna jest zła. W trakcie procesu wyszło jednak na jaw, że część odzyskanych wcześniej nieruchomości na Mazurach Trawny sprzedała, inkasując ok. 300 tys. zł. Dlatego sąd obciążył ją kosztami wpisu.
Sędzia Juliusz Ciejek podkreślił w uzasadnieniu wyroku, że ówczesna Rada Państwa w latach 60. czy 70. (ubiegłego wieku) nie wydawała aktów prawnych utraty obywatelstwa osobom, który wyjechały do Niemiec, więc wywłaszczenie Trawny z jej majątku było bezprawne.
"Agnes Trawny posiada zarówno obywatelstwo polskie, jak i niemieckie. To nie jest sprawa Niemki przeciw Polsce" - zaznaczył sędzia. Wyjaśnił też, że sąd musiał ustalić od jakiego momentu Trawny mogła ubiegać się o zwrot swego pozostawionego na Mazurach mienia.
Wyjaśnił, że mogłaby się ubiegać, gdy pierwszy raz przyjechała w latach 70. na wakacje, ale - jak podkreślił - znając ówczesną strukturę sądową i realia nie miałaby szans na odszkodowanie.
Zdaniem sądu, Trawny mogła więc wystąpić z roszczeniem w 1989 roku. Przyjęto jednak najkorzystniejszą dla niej wersję, czyli wniesienie roszczenia w roku 1993. Zatem biorąc pod uwagę 10-letni okres przedawnienia, termin ten upłynął w 2003 roku - uznał sąd. Jego zdaniem, skarb państwa - reprezentowany przez Prokuratorię Generalną - podnosząc jako powód oddalenia pozwu przedawnienie nie nadużył zasady współżycia społecznego.
Zdaniem sądu powódka mogła się ubiegać o odszkodowanie wcześniej, ponieważ przyjeżdżając regularnie do Polski wiedziała, co się dzieje z jej ziemią.
"Sąd okręgowy w Olsztynie nie kierował się - jak to czasem pojawiało w ustach niektórych osób pojawiających w mediach na ten temat - poczuciem patriotyzmu rozumianym jako ochrona interesów +naszych przeciwko cudzym+. W ocenie sądu tego typu określenia byłyby dla sądu obelżywe. W ocenie sądu patriotyzm polega na wydawaniu sprawiedliwych wyroków, żeby nie musieć się ich wstydzić za 2, 5 lub 10 lat" - powiedział sędzia Ciejek.
"Te słowa kieruje do przedstawicieli mediów, którzy żyją ze słowa i równie dobrze wiedzą, że słowo potrafi zabić nawet po latach" - dodał.