- Rozwój miast jest blokowany przez prezydentów, którzy są za długo, nie czują już problemów zwykłych mieszkańców – mówi Łukasz Gibała, kandydat niezależny na prezydenta Krakowa.
- Rozwój miast jest blokowany przez prezydentów, którzy są za długo, nie czują już problemów zwykłych mieszkańców – mówi Łukasz Gibała, kandydat niezależny na prezydenta Krakowa.
PAP: - Był pan politykiem PO, Ruchu Palikota, posłem. Mógł decydować o sprawach ogólnopolskich. Po co panu polityka lokalna i walka o prezydenturę Krakowa?
Łukasz Gibała, kandydat niezależny na prezydenta Krakowa: - Paradoksalnie w Krakowie można więcej zdziałać niż w Sejmie, gdzie się jest jednym z 460 posłów. Kocham to miasto i irytuje mnie, kiedy widzę chaotyczną zabudowę, coraz większe korki i zanieczyszczone powietrze. Wiele rzeczy można by zmienić.
PAP: - Każdy kandydat na prezydenta kocha miasto. Jest pan przekonany, że więcej można zmienić na miejscu, zamiast np. poprawiać złe przepisy?
Łukasz Gibała: - Przepisy nie blokują rozwoju miasta. Rozwój miast jest blokowany przez prezydentów, którzy są za długo, nie czują już problemów zwykłych mieszkańców, są oderwani od rzeczywistości.
PAP: - Czyli zaproponowana przez PiS kadencyjność władzy w samorządach jest dobra?
Łukasz Gibała: - Rzadko zgadzam się z PiS-em, ale uważam, że w samorządach powinna być dwukadencyjność i szkoda, że nie było jej od początku. Ktoś, kto długo sprawuje funkcję, zaczyna wcześniej czy później tracić kontakt ze zwykłymi ludźmi.
PAP: - Tak było z PO, której politykiem pan był?
Łukasz Gibała: - PO w drugiej kadencji swoich rządów bardzo się odkleiła od ludzi i dlatego odszedłem. Wielokrotnie rozmawiałem o tym z szefostwem partii, w tym z Donaldem Tuskiem.
PAP: - Jako polityk PO nie zajmował się pan takimi kwestiami jak zieleń, nie sprzyjał pan też aktywistom miejskim. Skąd przemiana?
Łukasz Gibała: - Jako poseł w pierwszej kadencji skupiałem się na rozwoju infrastruktury, walczyłem np. bardzo mocno, żeby Kraków miał obwodnicę. Jako jedyny poseł z Krakowa miałem odwagę zawsze, nawet wbrew partyjnej dyscyplinie, głosować za korzystnymi dla naszego miasta poprawkami budżetowymi w tej sprawie. Natomiast pod koniec drugiej kadencji zacząłem doceniać też inne rzeczy, takie jak zieleń, ścieżki rowerowe, miejsca rekreacji i inne małe inwestycje, które sprawiają, że w mieście żyje się lepiej. Wpływ na to miała lektura książek kanadyjskiego socjologa Richarda Floridy, który pokazuje, że rozwój regionów i szczęście ich mieszkańców zależy bardziej od miękkich inwestycji.
PAP: - Będzie pan jako prezydent słuchał aktywistów miejskich?
Łukasz Gibała: - Słuchał tak, ale nie można dać się zdominować w myśleniu żadnej grupie. Prezydent musi równoważyć wszystkie punkty widzenia. Nie pozwolę wejść sobie na głowę żadnej grupie doradców.
PAP: - Co zamierza pan zmienić w Krakowie?
Łukasz Gibała: Po pierwsze chcę zacząć chronić zieleń i korytarze przewietrzania miasta, po drugie wprowadzić bezpłatny transport dla wszystkich, którzy tutaj płacą podatki i po trzecie pokryć cały Kraków planami zagospodarowania przestrzennego, żeby skończyć z chaotyczną zabudową. Ochrona zieleni i korytarzy przewietrzania miasta jest niezbędna, jeśli na poważnie myślimy o walce z zanieczyszczeniem powietrza. Jest równie ważna jak dokończenie wymiany pieców węglowych czy zmniejszanie ruchu samochodowego. Krokiem do tego ostatniego jest właśnie wprowadzenie bezpłatnego transportu publicznego, co radykalnie zredukuje też korki. I wreszcie plany zagospodarowania przestrzennego: dzięki nim Kraków zacznie się rozwijać w sposób harmonijny, a nie pod dyktando deweloperów.
PAP: Takie plany ma wielu kandydatów.
Łukasz Gibała: Ale czy oni są wiarygodni? Czy wiarygodna jest poseł Małgorzata Wassermann, która mówi, że jest przeciwna chaotycznej zabudowie, a głosuje w Sejmie za ustawą, którą nazywa się „Deweloper+” i która zwiększy jeszcze chaos w miastach? Czy wiarygodny jest Jacek Majchrowski, który wydaje „wuzetki”, które nigdy nie powinny być wydane? I który mówi, że podoba mu się takie betonowe getto jak sławetne osiedle AVIA? Krakowianie zasługują na to, żeby nowe osiedla były dla nich przyjazne: z zielenią, skwerami, ławkami, przedszkolami, żłobkami, oraz odpowiednią ilością miejsc parkingowych i właściwym dojazdem.
PAP: Zbuduje pan pod Wawelem metro, jak chcieli krakowianie uczestniczący w referendum z 2014 roku?
Łukasz Gibała: Uważam, że bez finansowania z budżetu centralnego Krakowa nie stać na metro. Jedna linia kosztowałaby ok. 10 mld zł. To inwestycja bardzo droga. Za te pieniądze można zrobić wiele innych rzeczy, np. zbudować nowe linie tramwajowe, uruchomić szybką kolej miejską, kupić grunty pod parki. Skoro krakowianie powiedzieli w referendum, że chcą metra, trzeba będzie ich o to spytać jeszcze raz, ale tym razem zadając konkretne pytanie: czy wolicie linię metra za 10 mld zł czy np. za te pieniądze 20 nowych, dużych parków, 10 linii tramwajowych i 50 parkingów P&R?
PAP: Czyli chciałby pan ponownego referendum lokalnego ws. metra?
Łukasz Gibała: Tak. Trzeba mieszkańcom pokazać alternatywy i dopiero wtedy zadać pytanie. Wtedy będzie to wiarygodne. W 2014 roku to pytanie zostało dodane do referendum w pośpiechu i nie było odpowiednio przygotowane ani sformułowane.
PAP: Darmowa komunikacja to pana pomysł jeszcze z 2014 roku? Skąd na to pieniądze w tak dużym mieście jak Kraków?
Łukasz Gibała: Z dodatkowych wpływów z podatków. W Krakowie mieszka ok. 400 tys. osób niezameldowanych, których podatki nie trafiają do budżetu miasta. Z bezpłatnej komunikacji mogliby korzystać tylko ci, którzy się zameldują lub przynajmniej zarejestrują w krakowskim urzędzie skarbowym. Liczę, że dzięki temu zwiększy się liczba podatników, tak jak stało się to w Tallinnie. Stolica Estonii zyskuje rocznie dzięki wprowadzeniu bezpłatnej komunikacji 27 mln euro, a ubytek wpływów z biletów wynosi tylko 13 mln euro.
PAP: Cztery lata temu startował pan z hasłem: "Kraków miastem dla ludzi", teraz "Trzecia droga. Kraków dla mieszkańców". Oba są dosyć podobne…
Łukasz Gibała: Tak, hasła są podobne, bo moje poglądy niewiele się od tamtego czasu zmieniły. Będę się natomiast starał zmienić formę komunikacji, by dotrzeć do większej liczby mieszkańców. Skoro wtedy się nie udało, widocznie trzeba postawić na inne kanały komunikacji, np. na kampanię w internecie. Idee będą w 90 proc. tożsame.
PAP: W 2015 r. jako kandydat niezależny wystartował pan w wyborach do Senatu, ale nie uzyskał mandatu. Wierzy pan, że bez zaplecza partyjnego, bądź poparcia sił politycznych, można w Polsce wygrać wybory?
Łukasz Gibała: Można. Jest sporo takich przypadków – choćby Robert Biedroń w Słupsku, czy Jacek Wójcicki w Gorzowie Wielkopolskim. Byłem w dwóch partiach i wiem, jak partie funkcjonują. Nie chciałbym już być w żadnej partii. Nie chciałbym też, żeby partie zdominowały polską scenę polityczną. Wygrywanie bez szyldu partyjnego jest oczywiście bardzo trudne. A im większe miasto, tym jest trudniej. Partie zdominowały przekaz telewizyjny, kandydaci niezależni są w o wiele cięższej sytuacji. Ale moim zdaniem, nawet w dużych miastach, kandydaci niezależni mogą wygrywać.
PAP: Jakiś czas temu, gdy ważyły się losy rozmów Nowoczesnej i PO ws. poparcia prezydenta Majchrowskiego, pojawiły się nieoficjalne informacje, że być może PO poprze pana. Liczył pan na to?
Łukasz Gibała: Nigdy w to nie wierzyłem. Byłem przekonany, że skończy się to właśnie tak, jak się skończyło. Ostatecznie nawet nie doszło do spotkania z przedstawicielami PO. Ale w mediach przedstawiłem swoje warunki brzegowe: uszanowanie mojej niezależności i programu, oraz żadnych synekur dla działaczy partyjnych.
PAP: Pana dawni koledzy mówią, że ma pan trudny charakter…
Łukasz Gibała: Cóż, jestem człowiekiem ideowym, więc jeżeli w coś wierzę, chcę to realizować. Nie lubię zgniłych kompromisów.
PAP: Kto w takim razie za panem stoi?
Łukasz Gibała: Grono ekspertów, których sukcesywnie przedstawiam. To osoby szerzej nieznane, ale powszechnie szanowane w swoich środowiskach. Są moim zapleczem merytorycznym. Przede wszystkim jednak liczę na poparcie zwykłych mieszkańców. Zamierzam prowadzić bardzo intensywną kampanię bezpośrednią. W telewizjach i w gazetach nie wygram z Majchrowskim i Wassermann, za to w kontaktach bezpośrednich mam szansę.
PAP: Gdy w 2011 roku kandydował pan do Sejmu, został pan okrzyknięty królem kampanii. Teraz też pana plakaty zaleją Kraków?
Łukasz Gibała: Nie. Kampania plakatowa się przejadła.
PAP: Skąd weźmie pan pieniądze na kampanię?
Łukasz Gibała: Jestem finansowo niezależny, co uważam za swój atut. Wiele osób niestety idzie do polityki, aby się dorobić. Mój przypadek jest inny - jestem przedsiębiorcą, mam pod Krakowem fabrykę, która produkuje filament do drukarek 3D oraz deski tarasowe. Ale w kampanii są limity – jedna osoba nie może wpłacić więcej niż 30 tys. zł. Dlatego będę starał się przekonać inne osoby, które uważają, że w Krakowie czas na zmianę, żeby wpłacały pieniądze.
PAP: Niemal wszyscy kandydaci stawiają się w opozycji do rządzącego prezydenta Jacka Majchrowskiego. Pana zdaniem jakie największe błędy popełnił?
Łukasz Gibała: Jego największym grzechem jest dopuszczenie do chaotycznej zabudowy. Powstało mnóstwo betonowych dżungli. Przez długi czas lekceważył też problem smogu. Potem owszem, zmienił stanowisko i podjął pewne działania, ale dość anemicznie i często nieskutecznie.
PAP: A zrobił dla Krakowa coś dobrego?
Łukasz Gibała: Potrafi kopiować dobre pomysły. Na przykład rozdaliśmy 25 tys. sadzonek roślin pyłochwytnych, wkrótce potem także magistrat zrobił podobną akcję. Zgłosiłem w 2014 roku pomysł bezpłatnej komunikacji dla osób płacących tutaj podatki – od lipca tego roku wprowadzono 20 proc. ulgi na bilety dla posiadaczy Karty Krakowskiej, czyli właśnie dla tej grupy. Wybudował trzy nowe linie tramwajowe. Brawo. Choć ja uważam, że mogło powstać więcej. Niestety, w tej kadencji nie powstała żadna. Dobrze, że wybudowano Tauron Arenę, bo Kraków potrzebuje takiego miejsca. Choć i tu nie obyło się bez afer – dziennikarze ujawnili nagrania, na których zarządzający kilka lat temu halą Zbigniew Rapciak mówił o tym, że przetarg w sprawie sponsora był nagrany oraz, że nie zna się na zarządzaniu taką halą, a tę funkcję dostał tylko na przeczekanie.
PAP: Co pana różni od Małgorzaty Wassermann?
Łukasz Gibała: Różni nas to, że ja jestem niezależny, a jeśli ona zostanie prezydentem Krakowa, to będzie dostawała polecenia z centrali partyjnej. Tak jak wszyscy politycy PiS: Andrzej Duda, Beata Szydło, Mateusz Morawiecki. Zachowują się bardziej jak funkcjonariusze partyjni niż jak osoby pełniące jakąś funkcję publiczną. Bardzo bym nie chciał, żeby Kraków był rządzony przez kogoś, kto nie będzie odpowiadał przed mieszkańcami, tylko przed przełożonym partyjnym w Warszawie. Ponadto, Małgorzata Wassermann unika odpowiedzi na pytania o sprawy miejskie, bo zwyczajnie się na tym nie zna.
PAP: Mówi pan jak Jacek Majchrowski, który powtarza, że samorząd powinien być wolny od polityki.
Łukasz Gibała: W tym się z nim zgadzam. Sęk w tym, że Jacek Majchrowski to obecnie kandydat jak najbardziej partyjny. Nie chodzi tylko o to, że zaakceptował poparcie czterech partii. Chodzi o skład jego list do rady miasta - na siedem jedynek pięć to będą osoby partyjne. Jego przyszły klub będzie więc zdominowany przez działaczy partyjnych. A to wyklucza niezależność. Tą decyzją wpisał się w schemat polityka zależnego od partii.
PAP: A co pana różni od urzędującego prezydenta?
Łukasz Gibała: On jest wypalony i zmęczony. Twierdzi, że nic się nie da. Ja jestem energiczny, pełen pasji i wiary w to, że można zmieniać rzeczywistość. On szasta publiczną kasą, jeździ służbową limuzyną z szoferem. Ja jestem oszczędny jak chodzi o pieniądze podatników. Byłem jednym z dwóch posłów, którzy nie korzystali z tzw. kilometrówek. On obsadza najważniejsze stanowiska w Krakowie swoimi znajomymi. Ja chcę obsadzać je osobami wybranymi w uczciwych konkursach przez zewnętrzną firmę. On jest arogancki, nie wychyla nosa ze swojego gabinetu. Ja uwielbiam rozmawiać z krakowianami – wszystkie moje programy i idee kształtowały się na ulicy w ogniu dyskusji z mieszkańcami naszego miasta. Ja jestem niezależny, a on stał się już politykiem partyjnym.
PAP: Gdyby jednak przyszła jakaś partia i zapewniła, że wejdzie pan do drugiej tury, to przyjąłby pan poparcie?
Łukasz Gibała: Byłoby to poparcie obwarowane takimi warunkami, że jak sądzę, żadna partia by się nie zgodziła. Nie dałbym się zdominować, jeśli chodzi o układanie list wyborczych i nie zgodziłbym się na żadne późniejsze synekury w Urzędzie Miasta i instytucjach miejskich.
PAP: Co będzie, jeśli pan nie przejdzie do drugiej tury?
Łukasz Gibała: Przysłowie mówi, że do trzech razy sztuka, ale mam nadzieję, że w Krakowie będzie do dwóch razy. Jednak, nawet jeśli przegram, będę działał nadal.
PAP: Skąd w panu taki upór, choć nawet rodzina nie jest zachwycona pana zaangażowaniem w politykę?
Łukasz Gibała: To fakt, nie jest. Trudno się dziwić - cały czas jestem atakowany przez przeciwników politycznych, przez hejterów, ale robię to, co robię, bo wierzę, że Kraków może być lepszym miejscem do życia i że warto robić coś dla innych. A nie tylko siedzieć i liczyć zera na koncie czy być naukowcem zamkniętym w swojej dziedzinie.
PAP: Pana kampania będzie budowana na byciu anty-Majchrowskim?
Łukasz Gibała: Moja kampania będzie kampanią pozytywną. Przedstawimy 12 postulatów programowych i będziemy przekonywać ludzi, że w Krakowie można wiele rzeczy zmienić na plus. Będzie mniej krytyki obecnych władz. Jako stowarzyszenie Logiczna Alternatywa dla Krakowa przede wszystkim recenzowaliśmy działania władz miejskich, bo taka jest rola lokalnych organizacji pozarządowych między kampaniami wyborczymi. Natomiast w czasie kampanii chcemy zmienić optykę i skupić się na pozytywach – pokazać jak dobrze może być, a nie jak źle już było.
Rozmawiała Małgorzata Wosion-Czoba
Źródło: Codzienny Serwis Informacyjny PAP