Wójt gminy Płużnica, Marcin Skonieczka; Fot. UG Płużnica
Jest niezwykle bolesnym paradoksem, że z jednej strony w samorządach potrzebujemy dobrze wykształconych ludzi, którzy mają fachową wiedzę i stale podnoszą swoje kwalifikacje, a z drugiej nie jesteśmy w stanie zapłacić im tyle, ile by chcieli. W efekcie jest nam bardzo trudno utrzymać najlepszych fachowców – mówi wójt gminy Płużnica (woj. kujawsko-pomorskie), Marcin Skonieczka.
Od 1 października obowiązują nowe, wyższe o 10-17 proc. stawki w 22 kategoriach zaszeregowania pracowników samorządowych zatrudnionych na umowę o pracę. Weszła też w życie ustawa zwiększająca maksymalny pułap płac samorządowców z wyboru, a rząd zapowiada rewolucję w całym systemie wynagrodzeń pracowników samorządowych. Serwis Samorządowy PAP postanowił przy tej okazji porozmawiać z burmistrzami, prezydentami miast, starostami i wójtami o płacach w samorządach. Dziś przedstawiamy opinię na ten temat wójta Płużnicy, Marcina Skonieczki.
Serwis Samorządowy PAP: Jaki wpływ na pracę Pańskiego urzędu gminy mają kwestie płacowe?
Wójt Płużnicy, Marcin Skonieczka: Wynagrodzenia w samorządzie to bardzo trudny temat. Jest niezwykle bolesnym paradoksem, że z jednej strony potrzebujemy dobrze wykształconych ludzi, którzy mają fachową wiedzę i stale podnoszą swoje kwalifikacje, a z drugiej nie jesteśmy w stanie zapłacić im tyle, ile by chcieli. W efekcie jest nam bardzo trudno utrzymać najlepszych fachowców.
Jak to wygląda na poziomie konkretów?
W naszym urzędzie mamy bardzo dużą rotację pracowników, a większość osób, które odchodzą, podejmuje taką decyzję z powodów finansowych. W efekcie w ostatnich latach już kilka razy zmieniała się u nas na przykład osoba odpowiedzialna za zamówienia publiczne, a to niezwykle ważny dla nas obszar. Mamy też nieustanny problem z obsługą inwestycji, przez co musimy się na bieżąco posiłkować zewnętrznymi inspektorami nadzoru czy projektantami, ale i tak ostatecznie obowiązek nadzoru nad przebiegiem inwestycji spada na naszych pracowników, którzy nie specjalizują się w tematyce budowlanej.
Jakie są wynagrodzenia w Pańskim urzędzie?
Realia są takie, że obecnie minimalna pensja w Polsce wynosi 2800 zł, do tego trzeba jeszcze doliczyć wynagrodzenie stażowe, natomiast w moim urzędzie, podobnie jak w wielu innych małych urzędach, doświadczony pracownik z wyższym wykształceniem i nawet 20-letnim doświadczeniem zarabia w granicach 3300 zł brutto podstawy. Nic dziwnego, że pracownicy często czują się niedowartościowani.
Czy tylko niskie płace są problemem?
Powiedziałbym, że problemem są nie tyle niskie płace jako takie, ile ich zupełna nieadekwatność do poziomu wymagań wobec naszych pracowników. Wiele osób niezorientowanych w temacie ma błędne wyobrażenie, że praca w samorządzie to spokojne, biurowe zajęcie. Tymczasem prawda jest zupełnie inna. Ta praca wiąże się z bardzo dużym stresem powodowanym przez nieustanne zmiany w przepisach oraz ogromną odpowiedzialnością.
Na dodatek w małych urzędach, takich jak mój, pracownicy zajmują się wieloma bardzo różnymi i często w ogóle niezwiązanymi ze sobą tematami. Gdy tylko dochodzi nam jakieś nowe zadanie, jesteśmy zmuszeni obarczyć nim kogoś, kto i tak ma bardzo dużo swojej bieżącej pracy. W efekcie pracownicy zamiast specjalizować się w jednym temacie, mają ich po kilka, czasem nawet z pięciu różnych dziedzin. Ciągłe zmiany powodują brak spokoju i pewności w pracy urzędów, jesteśmy zmuszeni do nieustannej gonitwy, nieustannego nadrabiania zaległości. To też sprawia, że jest nam trudno utrzymać pracowników, którzy po prostu mają dość tego młyna.
Jakie widzi Pan możliwości rozwiązania tego problemu?
Jakiś czas temu uczestniczyłem w debacie, podczas której stawiano tezę, że gminy w Polsce są zbyt małe i należałoby je łączyć w większe organizmy. Przyznam szczerze, że wtedy bardzo się na taki pomysł oburzyłem, jednak z dzisiejszej perspektywy dochodzę do wniosku, że chyba rzeczywiście to jest nieunikniony proces i będziemy musieli się łączyć w większe jednostki. Zanim to ewentualnie nastąpi, zastanawiamy się nad utworzeniem centrum usług wspólnych dla naszej gminy i kilku sąsiednich samorządów, do którego moglibyśmy delegować na przykład decyzje środowiskowe albo planistyczne. Problem w tym, że z powodu natłoku bieżących spraw nie mamy kiedy się tym zająć.
Rozmawiał Marcin Mastalerz
Czytaj też: