W decydowaniu o zamknięciu szkół dyrektorzy nie mogą być pozostawieni sami sobie, niezbędne będzie wsparcie służb sanitarnych, kuratoriów, ministerstwa edukacji i organów prowadzących – uważają rozmówcy PAP. Podkreślają, że to będą trudne i niepopularne decyzje.
Zgodnie z zapowiedziami resortów edukacji i zdrowia decyzję o ewentualnym zamknięciu szkoły w związku z sytuacją epidemiologiczną będzie podejmować dyrektor placówki w porozumieniu z powiatowym inspektorem sanitarnym. Ministerstwo Edukacji Narodowej informuje, że pracuje nad przepisami, które pozwolą na szybką reakcję dyrektora szkoły, po uzyskaniu zgody powiatowego inspektora sanitarnego, "gdyby pojawiło się ognisko epidemii czy realne zagrożenie dla zdrowia czy życia uczniów oraz nauczycieli".
Jak powiedział PAP Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, decyzje podejmowane lokalnie będą na pewno bliższe realiom, przeniosą jednak odpowiedzialność z ministra edukacji na dyrektorów.
"To dla dyrektorów szkół z jednej strony niby autonomia, z drugiej strony, minister odpowiada za otwarcie szkół, a dyrektor za zamknięcie, co przy obecnych nastrojach, kiedy wszyscy prą, żeby dzieci wróciły do szkół, będzie za każdym razem niepopularną, trudną decyzją. Bo będziemy musieli niestety niektóre szkoły znowu odsyłać do edukacji zdalnej" – stwierdził.
Pleśniar zaznaczył, że bardzo ważne, by decyzje dyrektorów były wspierane przez ministerstwo edukacji, samorządy i kuratoria. "Żeby urzędnicy, którzy będą obserwować tę działalność, stawali po naszej stronie" – powiedział.
Podobnie uważa dyrektor Niepublicznej Specjalnej Szkoły Podstawowej w Lesznie Dagmara Rucińska.
"Żaden dyrektor nie jest specjalistą w zakresie wirusologii, tu niezbędne jest wsparcie właściwych instytucji, nie tylko inspektora sanitarnego, ale też organu prowadzącego i organu nadzoru" – podkreśliła.
Pleśniar zwrócił uwagę, że każda placówka powinna wypracować procedury, które mają służyć bezpieczeństwu uczniów i kadry, ale być też pewnym zabezpieczeniem dla dyrektorów.
"Bez solidnych procedur w każdej szkole dyrektor nie będzie mógł obronić swoich decyzji" – powiedział szef OSKKO.
Jednocześnie – jak mówił – szkoły czekają na konkretne wytyczne GIS. "Jeśli coś się stanie, podstawą będzie, czy postępowaliśmy zgodnie z tymi wytycznymi. Jak tego bronić przed wymiarem sprawiedliwości, nie wiem, bo wytyczne przecież nie są prawem" – zastanawiał się.
Szef biura OSKKO poinformował, że szkoły będą mogły skorzystać z procedur przygotowanych przez stowarzyszenie.
"Od początku sierpnia będziemy przygotowywać procedury, reagując na coraz precyzyjniejsze informacje od rządu i inspektora sanitarnego" – zadeklarował.
Zapytany, czy miesiąc wystarczy na przygotowanie się do nowego roku szkolnego, odpowiedział, że "tak czy owak, szkoły muszą się przygotować i na całkowitą edukację zdalną, i na całkowite otwarcie placówki".
Rucińska przekazała, że szykując się na wrzesień, jej szkoła opiera się na wcześniejszych wytycznych GIS dla szkół (dla klas I-III i przedszkoli), wypracowała też swoje procedury. "Przygotowujemy się na różne możliwości, w tym na edukację hybrydową" – przekazała.
Jednocześnie zwróciła uwagę, że nauka zdalna jest szczególnie utrudniona w szkole specjalnej, z uczniami z niepełnosprawnością intelektualną znaczną czy też ze sprzężeniami.
"Izolacja społeczna dziecka powoduje deficyty w funkcjonowaniu społecznym, a także problemy zdrowotne. Niektórzy uczniowie przejawiają fiksację na punkcie komputera, napady padaczkowe itp. Obserwujemy regres u dzieci pozbawionych bezpośredniej interakcji z nauczycielem czy terapeutą. Problemem jest też takie sformułowanie treści nauczania, by były zrozumiałe dla rodzica pracującego z dzieckiem przy wykonywaniu np. zadań terapeutycznych. Część rodziców sobie z tym nie radziła, co oczywiście jest w pełni zrozumiałe. Jedyne co można było robić w takich sytuacjach, to powtarzać materiał, bez możliwości wprowadzenia nowych treści" – podkreśliła Rucińska.
Zdaniem Pleśniara, początek roku szkolnego będzie wielkim sprawdzianem dla ministra Dariusza Piontkowskiego.
"Wiosną minister nam specjalnie otuchy nie dodawał, wręcz przeciwnie: padło parę przykrych słów. Chcielibyśmy, żeby sobie przypomniał, że też jest nauczycielem albo żeby zechciał nim być, żeby był z nami" – powiedział.
kmz/ jp/