O tym, czym właściwie jest „jakość życia” i dlaczego władze samorządowe powinny o nią dbać, co włodarze mogą w tej dziedzinie zmienić, a czego nie – rozmawiamy z dr. hab. Mikołajem Herbstem z Centrum Europejskich Studiów Regionalnych i Lokalnych Uniwersytetu Warszawskiego.
4 listopada Serwis Samorządowy PAP ogłosi wyniki Rankingu „Gmina dobra do życia”, opracowanego przez prof. Przemysława Śleszyńskiego z Polskiej Akademii Nauk. Zestawienie obejmujące wszystkie polskie gminy oparto na 48 wskaźnikach.
Pod uwagę wzięte zostały m.in. wydatki inwestycyjne gmin, ich atrakcyjność migracyjno-osadnicza, jakość oświaty na ich terenie, ale także dostęp do opieki zdrowotnej, rekreacji czy zieleni. Autor rankingu przyjrzał się ponadto obciążeniu demograficznemu w samorządach, infrastrukturze kulturalnej i dostępowi do Internetu. Do stworzenia rankingu posłużyły również mniej oczywiste wskaźniki, takie jak usłonecznienie czy klimatyczny bilans wodny.
Serwis Samorządowy PAP: Coraz więcej osób wskazuje jakość życia jako decydujący czynnik przy wyborze miejsca zamieszkania. Czym ona właściwie jest?
Dr hab. Mikołaj Herbst: Pojęcie jakości życia ma oczywiście charakter subiektywny i każdy trochę inaczej ją rozumie. W kontekście miejsca zamieszkania jakość życia możemy zdefiniować jako odpowiedź na pytanie, w jakim stopniu zaspokaja ono nasze różne potrzeby. Ich hierarchia dla każdego będzie nieco inna, ale podstawowy katalog jest w miarę zbliżony dla wszystkich – należą do niego kwestie dotyczące pracy, dostępności różnego rodzaju usług, możliwości wychowania i edukacji dzieci, spędzania czasu wolnego w tym oferty rekreacyjnej i kulturalnej oraz kontaktu z naturą, skomunikowania z lokalnymi centrami i tak dalej. Wypadkową tych wszystkich czynników możemy potraktować jako miarę jakości życia. W takim ujęciu satysfakcja z miejsca, w którym się mieszka, jest czynnikiem, który jesteśmy w stanie badać, jako że jest on w znacznym stopniu mierzalny.
Czy ta ocena jest stała?
Bynajmniej. Ona w bardzo dużym stopniu może się zmieniać w czasie, i to z co najmniej dwóch przyczyn. Pierwszą są pewne trendy cywilizacyjne, żeby nie powiedzieć mody, wynikające ze zmian zachodzących w naszym trybie życia, które sprawiają, że pewne czynniki mogą zyskiwać na znaczeniu, a inne tracić. Drugim powodem ewolucji ocen jakości życia w jakimś miejscu są zmiany czynników obiektywnych, jak chociażby stanu środowiska naturalnego czy dostępności transportowej.
Czy władze samorządowe powinny zajmować się czymś tak nieuchwytnym i subiektywnym jak jakość życia?
Oczywiście, i to niezwykle poważnie.
Z punktu widzenia polityki samorządu są dwa podstawowe powody, by dbać o jakość życia mieszkańców. Po pierwsze wysoka jakość życia mieszkańców przekłada się wprost na poparcie dla lokalnych władz i ich wynik wyborczy. Po drugie wpływa na decyzje obywateli w kwestii wyboru miejsca zamieszkania, a to ma bezpośredni wpływ na finanse samorządów. Tam gdzie jakość życia będzie niska, mieszkańców będzie ubywało, a co za tym idzie, razem z nimi będą odpływały płacone przez nich podatki.
Czyli jeśli jakaś miejscowość się wyludnia, to jest wina samorządu, który nie dba o jakość życia mieszkańców?
Niekoniecznie. Nie zapominajmy, że w dużej mierze jakość życia jest zdeterminowana przez czynniki od samorządu niezależne. Jak to powiedział jeden z klasyków badań nad rozwojem lokalnym, są trzy czynniki przyczyniające się do sukcesu zarówno pojedynczych miejscowości, jak też całych regionów – po pierwsze położenie, po drugie położenie i po trzecie położenie.
Obecnie czynnik ten zaczyna nieco tracić na znaczeniu, ale nadal jest niezwykle ważny i obszary położone z dala od największych metropolii oraz głównych szlaków komunikacyjnych natrafiają na znacznie poważniejsze bariery rozwojowe niż te, które mają lepsze położenie. A przecież są również inne czynniki, których zmiana leży poza możliwościami pojedynczego samorządu, jak na przykład ogólny stan środowiska. Z tego punktu widzenia władze samorządowe mają bardzo ograniczony wpływ na jakość życia na swoim terenie, a na dodatek wpływ ten jest zwykle bardzo rozłożony w czasie – w większości wypadków działania podejmowane dziś przynoszą efekty dopiero po upływie kilku, jeśli nie kilkunastu lat.
Czy można zatem powiedzieć, że niektóre samorządy z powodów obiektywnych są skazane na wegetację?
Aż tak źle nie jest. Władze samorządowe mają jednak mimo wszystko duży wpływ na rzeczywistość, nawet jeśli nie są w stanie zmienić pewnych zewnętrznych uwarunkowań. Na pewno nie można powiedzieć, że jakieś samorządy są z góry skazane na wegetację, po prostu część z nich musi funkcjonować w znacznie bardziej wymagającym otoczeniu i w związku z tym inna też będzie ich relatywna miara sukcesu. Rewolucja w myśleniu o rozwoju lokalnym, jaka miała miejsce w ostatnich trzydziestu latach, polegała przede wszystkim na tym, że nauczyliśmy się rozumieć znaczenie tak zwanych miękkich czynników rozwojowych, takich jak poziom kapitału ludzkiego, dostęp do infrastruktury kulturalnej, jakość szkół, wysoki poziom dostępnej opieki nad dziećmi. To wszystko ma istotny wpływ na to, jak mieszkańcy oceniają jakość życia w danym miejscu, ale może również wpływać na decyzje biznesowe, takie jak wybór lokalizacji dla przedsiębiorstwa. Na wiele spośród tych miękkich czynników rozwojowych decydujący wpływ ma właśnie samorząd.
No dobrze. Ale co ma zrobić wójt peryferyjnej gminy gdzieś na Ścianie Wschodniej? Przecież nie zapakuje jej na tira i nie przewiezie bliżej lokalnej metropolii.
To fakt, ale na przykład dzięki rozbudowie infrastruktury transportowej miejsca kiedyś odległe nagle okazują się znacznie bliższe. Pamiętajmy również o zmianach w naszym sposobie pracy wynikających z rozwoju technologii, które szczególnie pod wpływem pandemii znacznie przyspieszyły. W ostatnich kilkunastu miesiącach okazało się, że znacznie więcej zadań niż do niedawna sądziliśmy, można wykonywać zdalnie, a to wpłynęło na zmianę postrzegania odległości od metropolii jako czynnika wpływającego na jakość życia.
Czyli zamiast autostrady wystarczy światłowód?
W niektórych wypadkach tak, bo dzięki wymuszonym przez pandemię zmianom w sposobie pracy wiele dojazdów, które wydawało się niezbędnych, okazało się zupełnie niepotrzebnych.
Nie wszyscy mogą jednak pracować zdalnie. Czy poza rozwojem infrastruktury transportowej i teleinformatycznej włodarze peryferyjnych miejscowości mogą jakoś wpłynąć na jakość życia swoich mieszkańców?
To jest rzeczywiście ogromne wyzwanie, ponieważ ich problemy mają charakter strukturalny. Te gminy od lat borykają się z odpływem ludności spowodowanym brakiem perspektyw dla młodych, i to zarówno tych zawodowych, jak również związanych z aspiracjami życiowymi. Odwrócenie takiego procesu jest niezwykle trudne, ale czasem się udaje, chociaż nie ma to jednej recepty.
Część takich gmin próbuje budować swój wizerunek w oparciu o zasoby naturalne i szukać swoich szans rozwojowych w turystyce. To wiąże się jednak oczywiście z kolejnym wyzwaniem, jakim jest sezonowość tej gałęzi gospodarki. Mamy też przykłady udanego wykorzystania pewnych atutów, które jeszcze niedawno były uważane za obciążenie, jak na przykład tradycyjny model gospodarki rolnej i tradycyjny sposób wytwarzania produktów. Sztandarowym przykładem może tu być podlaska gmina Korycin, która z tradycyjnie warzonych serów uczyniła swoją wizytówkę i markę o ogólnopolskim zasięgu.
W każdym wypadku kluczem powinno być zdefiniowanie posiadanych atutów i zadbanie o ich efektywne wykorzystanie. Czasem sposobem na przeskoczenie barier rozwojowych może też być usieciowienie, czyli stworzenie wspólnie z innymi samorządami atrakcyjnej oferty - czy to dla turystów, czy to dla inwestorów.
A co z samorządami z przeciwnego krańca skali? Czy skoro ich włodarze nie mają tych problemów, to mogą spać spokojnie?
Zawsze jest coś do zrobienia i zawsze można coś ulepszyć. I zawsze są jakieś problemy do rozwiązania, nawet jeśli są to tak zwane problemy pierwszego świata. Każdy samorząd musi dbać o zaspokojenie potrzeb swoich mieszkańców i każdy ma w tym względzie jakieś pole do poprawy. Może tu chodzić o jakość zagospodarowania przestrzeni, dostęp do kultury, ofertę edukacyjną itd. Poza tym wiele z najzasobniejszych samorządów boryka się z problemem, jak być samodzielnie funkcjonującą społecznością w sytuacji, gdy ma się de facto status sypialni sąsiedniej metropolii. To wbrew pozorom też nie są łatwe sprawy.
Rozmawiał Marcin Mastalerz