Minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski odniósł się w wywiadzie dla Polskiego Radia do wniosków samorządów o zwiększenie subwencji oświatowej z uwagi na nadzwyczjną sytuację spowodowaną pandemią. Wyliczył, że samorządy zaoszczędziły około 1,3-1,4 mld zł na tym, że nie organizowały w tym czasie dowozów dzieci do szkół, zastępstw, a ponadto wydatki placówek oświatowych na maseczki i środki dezynfekujące pokrył w części budżet państwa.
"Te (zaoszczędzone przez samorządy) pieniądze powinny z powrotem trafić do szkoły, jeśli rzeczywiście będzie zwiększony poziom wydatków związanych w jakikolwiek sposób z pandemią. Natomiast subwencja wzrasta. W tym roku jest to wzrost prawie trzymiliardowy, a od 2015 r. subwencja wzrosła niemal o 10 mld zł" – podkreślił.
Piontkowski ocenił, że nie ziścił się scenariusz zakładający, że powroty z wakacji wpłyną na masowe rozprzestrzenianie się wirusa w szkołach. "Gdyby tak było, że powrót z wakacji spowodował masową falę zachorowań, to dzisiaj mielibyśmy tysiące placówek zamkniętych, a tak nie jest. Widać pewną fluktuację. Część szkół wraca z tej kwarantanny do tradycyjnych zajęć. Pojawiają się nowe podejrzenia zakażeń. Nie widać na razie, że ten słynny powrót z wakacji miał spowodować jakąś masową falę zachorowań" – tłumaczył.
Ministerstwo edukacji w poniedziałek poinformowało, że w trybie mieszanym pracowało 288 placówek oświatowych, a 96 w trybie zdalnym. Pozostałe, czyli 48,1 tys. placówek, działało normalnie.
Piontkowski na pytanie, czy jest możliwe kolejne zamknięcie gospodarki i szkół w związku z epidemią, stwierdził, że wprowadzono system, który umożliwia reakcję na zagrożenie epidemiczne.
Przypomniał, że gdy istnieje podejrzenie koronawirusa w szkole jej dyrektor może wystąpić do organu prowadzącego i do inspekcji sanitarnej o wydanie zgodny na zmianę formy kształcenia na mieszaną bądź zdalną.
"Nie chcemy reagować w ten sposób, by wszystkie szkoły zamykać, chyba że będzie jakaś dramatyczna sytuacja epidemiczna. Wydaje mi się, że sam fakt, że ktoś choruje w okolicach Warszawy, nie oznacza, że w okolicach Szczecina musimy zamykać szkoły. I tej logiki będziemy się raczej trzymali" – powiedział.
Przypomniał, że obecnie dyrektor szkoły po konsultacji z nauczycielami może skrócić lekcje z 45 minut do 30 minut. "Wprowadziliśmy taką możliwość. Chodziło głównie o kształcenie na odległość. Zbyt długa praca przed ekranem komputera nie jest najlepszym rozwiązaniem" – wytłumaczył Piontkowski.
Dodał, że przygotowane są też schematy działania dla stref czerwonych i żółtych. Tam inicjatywę ograniczenia funkcjonowania szkół – jak mówił – będą miały sztaby kryzysowe, w skład których wchodzą także inspektorzy sanitarni.
tor/ woj/