Część uczniów i nauczycieli w domu, reszta w szkolnym budynku. Szkoły, w których wystąpiło zakażenie lub jest uzasadnione podejrzenie, że mogło do niego dojść, testują edukację hybrydową. Dyrektorzy szkół obawiają się, że takie sytuacje w ich placówkach zdarzą się jeszcze nie raz.
W Liceum Filmowym przy Warszawskiej Szkole Filmowej w Warszawie zakażenie koronawirusem potwierdzono u jednej z uczennic. Decyzją sanepidu jeden oddział klasowy przeszedł na naukę zdalną. Z domu uczy też sześciu nauczycieli, którzy mieli kontakt z zakażoną.
"Mieliśmy procedury rozpisane na każdy rodzaj edukacji. Jeżeli chodzi o sanepid, to byłem mile zaskoczony. Decyzję telefoniczną o przejściu jednej klasy na naukę zdalną dostaliśmy po trzech godzinach, a pisemną następnego dnia" – mówi PAP dyrektor liceum Piotr Łukomski.
Początkowo sześciu nauczycieli wyłączonych z pracy stacjonarnej przejęło całe nauczanie klasy odesłanej do domu. W innych klasach, w których uczyli, trzeba było jednak odwołać zajęcia lub zorganizować zastępstwa. Dlatego od wtorku ci nauczyciele uczą też inne klasy: prowadzą lekcje online z domu, podczas gdy uczniowie są w klasie pod opieką innego nauczyciela, psychologa czy dyrektora.
"To działa. Da się tak zrobić, żeby realizować normalny rozkład zajęć, zmieniając tylko formę nauki. To się u nas przytrafiło na początku, ale przecież tych sytuacji będzie jeszcze dużo i mogą być bardzo różne. Te przypadki powinny dawać dyrektorom podpowiedź, jak zareagować" – podkreślił Łukomski.
Przyznał, że najbardziej obawia się powrotu do nauki zdalnej całej szkoły.
W szkole podstawowej w Kowalu (woj. kujawsko-pomorskie) na edukację zdalną wysłano 9 oddziałów klasowych (na 16 oddziałów funkcjonujących w szkole). Zakażenie stwierdzono u rodzica jednego z uczniów. Ponieważ jest on pracownikiem opieki medycznej, kilkoro dzieci ze szkoły miało z nim bezpośredni lub pośredni kontakt. Stąd decyzja sanepidu o kształceniu na odległość dla ponad połowy uczniów. Żaden nauczyciel nie został skierowany na kwarantannę – uczą i stacjonarnie, i zdalnie, choć z budynku szkoły.
Dyrektor szkoły w Kowalu Anna Prokopiak-Lewandowska przyznaje, że dużo trudniej byłoby, gdyby na kwarantannę trafili nauczyciele. "Np. nauczyciel biologii uczy we wszystkich klasach, ma kontakt z innymi nauczycielami. Kwarantanna choćby połowy nauczycieli to byłby najtrudniejszy scenariusz" – stwierdziła.
Zauważyła, że część rodziców oczekiwała, że w zaistniałej sytuacji zamknięta będzie cała szkoła.
"Rodzice różnie reagują, nie rozumieją, że to nie dyrektor decyduje o przejściu na edukację hybrydową lub w pełni zdalną, tylko musi mieć zgodę organu prowadzącego i sanepidu. Według niektórych rodziców, jeśli część klas wysyłamy na zdalne nauczanie, a część pozostawiamy w szkole, to nie chroni to dzieci. I rzeczywiście ta absencja w klasach, które pozostały na nauczaniu stacjonarnym, była większa. Ja to rozumiem, bo zdarzają się np. rodzice toczący walkę z nowotworem" – zaznaczyła.
Dodała, że niektórzy rodzice nie wierzą w pandemię i denerwują się, że uczniowie są odsyłani na naukę zdalną. Dlatego – jak mówiła – trzeba pogodzić różne punkty widzenia.
Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty podkreśla, że na razie edukacja hybrydowa jest prowadzona na bardzo niewielką skalę i w wielu przypadkach sanepid odmówił jej wprowadzenia.
"Wszyscy czekają, jak się rozwinie sytuacja, śledzimy pojawianie się nowych zakażeń w szkołach, dyskutujemy, jak te obostrzenia będą w przyszłości łagodzone lub zaostrzane" – powiedział.
Zauważył, że w pierwszych tygodniach września ujawniły się problemy, o których wcześniej w ogóle nie myślano, np. co z placami zabaw i organizowaniem wycieczek w czasie epidemii, a także jak oceniać uczniów w czasie nauki zdalnej. Dodatkowo jest wiele tematów, które nie przestały być aktualne, a w związku z epidemią zostały zepchnięte na dalszy plan, jak awans zawodowy, płace i pragmatyka zawodowa nauczycieli, komunikacja resortu edukacji z dyrektorami, "która właściwie jest tylko poprzez media i wytyczne".
Jak mówił, palącym problemem, który epidemia nasiliła, jest zły stan psychiczny dzieci i młodzieży. Przypomniał, że Polska jest na drugim miejscu w Europie pod względem liczby samobójstw dzieci i młodzieży.
Według danych resortu edukacji z czwartku z godz. 14.00 w trybie mieszanym (hybrydowym) pracują 204 placówki oświatowe, a 64 w trybie zdalnym. Pozostałe, czyli 48,2 tys. placówek, działa normalnie. Przejście na inny niż stacjonarny tryb nauczania wymaga zgody inspekcji sanitarnej i organu prowadzącego.
kmz/ aba/