W dzisiejszej rzeczywistości doszkalać się o finansach możemy w każdym czasie, z domu - nawet zdalnie - mówi Alicja Zalewska-Choma, autorka bloga Oszczednicka.pl
Nauka o finansach, oszczędzaniu, budżecie domowym jeszcze nigdy nie była tak łatwa i dostępna. Choć w szkole niekoniecznie treści finansowe były kiedyś obecne, to w dzisiejszej rzeczywistości doszkalać się o finansach możemy w każdym czasie, z domu - nawet zdalnie.
Coraz więcej w sieci Internet znajdziemy blogów o tej tematyce. Rozmawiamy z autorką jednego z takich blogów – o oszczędzaniu i kobiecych finansach.
Jest Pani autorką bloga Oszczednicka.pl Już sam tytuł mówi, że lubi Pani oszczędzać. Myśli Pani, że oszczędzanie wśród Polek jest popularne?
Alicja Zalewska-Choma, autorka bloga Oszczednicka.pl: Wybrałam taką nazwę, bo jest chwytliwa i zapada w pamięć, jednak nie piszę tylko o oszczędzaniu. Zachęcam moje Czytelniczki do tego, żeby świadomie zarządzały swoimi finansami, co w pewnych obszarach oznacza oszczędności, a w innych wręcz przeciwnie. Wcale nie namawiam do oszczędzania wszędzie i na wszystkim. Chodzi o to, żeby być świadomym swoich wyborów, a nie płynąć z prądem, stresować się i zastanawiać, co się stało z moimi pieniędzmi.
Wydaje mi się, że oszczędzanie nie jest zbyt popularne. Wielu ludziom kojarzy się to ze sknerstwem, a media podsycają model bardzo konsumpcyjnego życia. Wmawiają ludziom, że nie mając tego, czy tamtego nie mogą być szczęśliwi. Dlatego tak wiele osób żyje na kredyt lub od pierwszego do pierwszego i nie widzą możliwości zmiany takiego stanu rzeczy. I oczywiście wcale nie są szczęśliwi.
Prowadzi Pani bloga, więc przypuszczam, że zwracają się do Pani o porady Internautki. Jakie problemy dotyczące finansów najbardziej interesują Pani czytelniczki? Z jakimi problemami się zwracają najczęściej?
- Najczęściej proszą o rady dotyczące prowadzenia budżetu domowego. Pytają też o polecane przeze mnie konta lub inne formy oszczędzania i pomnażania pieniędzy.
Prowadzi Pani statystyki dotyczące wydatków domowych na swoim blogu. Na co jako kobieta Pani najwięcej wydaje? Czy są jakieś typowo „kobiece wydatki”?
- Stereotypowo uważa się, że kobiety wydają więcej na ubrania czy kosmetyki. Ale w moim przypadku to się nie sprawdza, bo mój mąż kupuje znacznie więcej ubrań niż ja. Owszem używam większej ilości produktów pielęgnacyjnych, ale nie sądzę, żeby to były aż tak znaczące różnice. Największa kwota w naszym budżecie to zazwyczaj jedzenie (i rachunki).
Na czym Pani zdaniem kobiety mogą zaoszczędzić?
- Na wszystkim, co nie jest dla nich ważne. W mądrym oszczędzaniu chodzi właśnie o to, żeby oszczędzać pieniądze na tych rzeczach, które są dla nas zupełnie nieistotne, by bez przeszkód wydawać je na swoje priorytety. Ludzie często twierdzą, że nie mają na czym oszczędzać, ale wystarczy miesiąc spisywania wydatków i łapią się za głowę, jakie kwoty przeciekają im między palcami na kompletne bzdury. Na rzeczy, które wcale nie sprawiają, że ich życie staje się lepsze lub na ich poczucie szczęścia. Dlatego warto prowadzić budżet domowy i świadomie zarządzać swoimi finansami.
Czy Pani zdaniem podejście kobiet i mężczyzn do finansów się różni?
- Szczerze mówiąc, nie wiem, czy te różnice wynikają z płci, czy po prostu charakterów i temperamentów. Stereotypowo uznaje się, że kobiety preferują bardziej zachowawcze formy pomnażania pieniędzy, a mężczyźni bardziej agresywne. Podobno kobiety są też bardziej skrupulatne, jeśli chodzi o kontrolowanie wydatków. Chociaż z drugiej strony to właśnie płci pięknej przypisuje się większą rozrzutność. Ale nie wiem, czy ma to przełożenie na rzeczywistość. Wydaje mi się, że to indywidualna sprawa każdego człowieka.
Kobiety w Polsce nadal zarabiają mniej niż mężczyźni. Z pewnością to też ma wpływ na poziom oszczędzania?
- Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Bo to, że ktoś mniej zarabia, niekoniecznie musi się przekładać na mniejsze oszczędności. Wszystko zależy od tego, ile wynoszą koszty naszego życia. Na przykład osoba, która zarabia 8 000 zł (ale wydaje 7 500 zł) może oszczędzać tyle samo co osoba zarabiająca 2 500 zł (która wydaje 2 000 zł). Obie odkładają tylko/aż 500 zł miesięcznie.
Nasz ekspert ze szkolenia dla dziennikarzy w ramach projektu edukacji ekonomicznej mówił ostatnio o tzw. pułapce oszczędności. Jego zdaniem, „jeśli nie wydajemy pieniędzy, to nie tworzymy popytu globalnego. To znaczy, że ktoś nie stworzy produktu, co z kolei oznacza, że ktoś inny nie będzie miał pracy”. Co Pani o tym myśli?
- Nie jestem ekonomistką, więc nie będę wchodzić w polemikę z ekspertami, ale według mnie obecna rozbuchana konsumpcja na kredyt nikomu nie służy. Może z wyjątkiem wielkich korporacji. Co jest dobrego w życiu ponad stan? Jaki jest sens wydawania nie swoich pieniędzy i płaceniu później wysokich odsetek? Oczywiście nie chodzi o to, żeby się wyrzec wszystkiego i stać się samowystarczalnym. Ale osobiście nie widzę sensu kupowania rzeczy, których wcale nie potrzebuję w imię tworzenia popytu globalnego.
Zdaniem dr Maszczyka w modelu „pułapki oszczędności” – tu oszczędność to marnotrawstwo. Kto oszczędza – ten szkodzi. Jak Pani zdaniem można takiej pułapki uniknąć?
- Bardzo ciężko mi się odnieść do tego stwierdzenia. Być może zostało wycięte z szerszego kontekstu? Nie rozumiem, jak ktoś, kto chce zapewnić sobie bezpieczeństwo (poprzez zgromadzenie odpowiedniej kwoty oszczędności), może komuś szkodzić. Przecież nikt (czy raczej prawie nikt) nie oszczędza dla samego oszczędzania. Zawsze mamy jakiś cel.
Według mnie szkodzi (zwłaszcza sam sobie) właśnie ten, kto tylko konsumuje i nie myśli o zabezpieczeniu przyszłości. Chyba już większość Polaków jest świadoma, że nasze przyszłe emerytury będą stanowiły zaledwie niewielki procent naszej ostatniej płacy. Za co mamy więc żyć, jeśli nie będziemy oszczędzać. A jeśli przydarzy się jakiś wypadek, choroba? Nie mając oszczędności mamy czekać kilka lat na swoją kolej w publicznym szpitalu, aż będzie za późno?
Dziękuję za rozmowę.