Wzrost wynagrodzeń w urzędach to zjawisko, które trzeba brać pod uwagę, i to w wymiarze długofalowym, a nie jednorazowym. Ludzie chcą lepiej zarabiać, a osobiście nawet uważam, że powinni lepiej zarabiać - mówi Artur Borkowski, burmistrz Serocka.
Serwis Samorządowy PAP: Serock jest jedną z gmin, których dotyczą inwestycje towarzyszące budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego. Jak Pan postrzega ten projekt? To dla Serocka szansa czy zagrożenie?
Artur Borkowski, burmistrz Serocka: W naszym przypadku chodzi o wyczekiwaną budowę obwodnicy Aglomeracji Warszawskiej oraz linii kolejowej nr 20, ale powiązanie tych inwestycji z powstaniem CPK może być dla Serocka i szansą, i zagrożeniem. Diabeł jak zawsze tkwi w szczególe – w tym przypadku w skonkretyzowaniu przebiegów i pokazaniu, na ile są to rozwiązania korzystne z perspektywy gminy i jej mieszkańców.
Od dawna liczymy bowiem na linię kolejową, ale na kolej podmiejską, która ułatwiłaby życie naszym mieszkańcom, a nie na szybki kanał dla pendolino, które będzie wozić pasażerów CPK i tylko przejeżdżać obok Serocka. Podobnie w sprawie obwodnicy - jeśli dałoby się przebieg tej drogi poprowadzić tak, żeby nie ingerowała w skupiska ludzi i nie oddziaływała znacząco negatywnie na obszar przyrody, to od dawna jesteśmy za. Pomogłoby to wyprowadzić ruch tranzytowy z odcinka między kościołem a szkołą w Woli Kiełpińskiej, dobrze skomunikować Serock z Warszawą i zainteresować naszymi terenami inwestorów. Ale jest też taki scenariusz, że ta droga pobiegnie przez serce gminy i nie będzie zagwarantowanych zjazdów, czyli będziemy tylko korytarzem i poniesiemy koszty społeczne bez żadnych korzyści.
Warto też podkreślić, że w naszej ocenie te inwestycje i tak musiałyby się zadziać, nawet bez CPK - bo tego wymaga i rozwój Serocka, i rozwój Warszawy.
Właśnie zakończyły się konsultacje w sprawie tych inwestycji. Jak Pan ocenia ich przebieg jeśli chodzi o współpracę na linii rząd i samorządy?
A.B.: Na pewno te konsultacje nie przebiegały na poziomie, którego oczekują mieszkańcy i którego ja jako burmistrz bym się spodziewał. My jako samorząd dostaliśmy wszystko w formule zdalnej, nikt się z nami nie spotkał, sami musieliśmy poszukiwać głębszych informacji, żeby móc przekazać je naszym mieszkańcom.
W mojej ocenie to przedstawiciele administracji centralnej czy rządowych agend powinni prowadzić te konsultacje, a nie samorządowcy jako pseudo gospodarze, bo musimy się tłumaczyć z rzeczy, których nie planowaliśmy i nie znamy. Ale cóż, to „przywilej” bycia samorządowcem…
Jestem przyzwyczajony, a moi starsi koledzy samorządowcy jeszcze bardziej, że w sprawach istotnych dla mieszkańców, w których jesteśmy tylko przekaźnikiem rządowych informacji, często zostajemy sami.
Na razie udało mi się uzyskać deklarację, że konsultacje studium lokalizacyjnego, które zakończyły się 10 marca, to był etap wstępny i że będzie opcja spotkania się w terenie z dysponentami całego projektu; oczywiście będziemy do tego dążyli i maksymalnie szybko spróbujemy powrócić do konsultacji z ich udziałem.
Tymczasem konsultacje musiał przygotować samorząd…
A.B.: Ludzie, co naturalne, oczekują informacji, chcieliby wręcz, żebym ja narysował przebieg drogi. Ale przy braku konkretów po stronie pomysłodawców, byłoby to trudne i ryzykowne odrobienie nie swojej pracy domowej.
Na zorganizowane przez gminę spotkanie konsultacyjne przyszło trzysta osób. Cieszy mnie to zainteresowanie i fakt, że udało się merytorycznie rozmawiać. Zależy mi na tym, żeby taki nurt utrzymać. Ustaliliśmy, że w miarę jak będzie postępowało skonkretyzowanie rządowych propozycji, to będziemy wracali do tych spotkań i jesteśmy otwarci na indywidualne czy zbiorowe rozmowy.
Od problemu do problemu - samorządowcy alarmują, że podwyżka płacy minimalnej i wyłączenie z niej dodatku stażowego rujnuje samorządowe budżety. Czy Serock też łapie zadyszkę?
A.B.: U nas zrealizował się dokładnie ten sam scenariusz, co w innych samorządach - ruch w obszarze pensji minimalnej nie mógł nie wpłynąć na ruchy w odniesieniu do nieco lepiej zarabiających pracowników. Zarezerwowaliśmy w budżecie pieniądze na 5-procentowy wzrost wynagrodzeń dla wszystkich zatrudnionych w sferze publicznej. Jest to istotny wydatek dla gminy, ale powiem tak: być może gdybyśmy nie podjęli takiego działania, to dzisiaj musiałbym mierzyć się z sytuacją, że moi najlepsi pracownicy szukaliby innych pracodawców.
Wzrost wynagrodzeń to zjawisko, które trzeba brać pod uwagę, i to w wymiarze długofalowym, a nie jednorazowym. Zwłaszcza że niedawno rozpoczęły się prace nad unijną płacą minimalną, która miałaby wynosić 60 proc. średniej, co by oznaczało, że u nas miałoby to być ok. 3200 zł. Już to traktuję jako wskaźnik, z którym się muszę liczyć. Ludzie chcą lepiej zarabiać, a osobiście nawet uważam, że powinni lepiej zarabiać.
Tegoroczne podwyżki nie powinny zrujnować budżetu Serocka i nie odbiją się na tempie inwestycji.
Od wyborów samorządowych minął już ponad rok. Co z wyborczych obietnic udało się już Panu zrealizować?
A.B.: Z naszej analizy wynika, że 30 proc. planu zostało już zrealizowane. To, co się dało zrobić od ręki, jak dokończenie termomodernizacji szkoły, sali gimnastycznej w przedszkolu, wprowadzenie rozszerzonej bezpłatnej komunikacji czy wprowadzenie systemu wypożyczeń skuterów i rowerów, zostało zrobione. Zrealizowaliśmy kilka obiecywanych inwestycji kanalizacyjnych, wodociągowych i drogowych. Ruszyły remonty w placówkach oświatowych. Powstał lokal dedykowany seniorom. Przygotowujemy szereg inwestycji w ścieżki rowerowe i obiekty oświatowe, pełnowymiarowe boisko piłkarskie i halę planowanego Centrum Sportu i Rekreacji. Wszystko, co zostało zaprezentowane w programie wyborczym, jest na poważnie traktowane i jestem głęboko przekonany, że to zrealizujemy. Chciałbym, żeby to była perspektywa najbliższych trzech lat, żebyśmy potem mogli szukać kolejnych wyzwań.
A co było obiecane a nadal pozostaje wyzwaniem?
A.B.: Priorytetem są dla mnie inwestycje w oświatę. Chciałbym, żeby rozwinęła się nasza przyszkolna baza sportowa, żeby w trzech szkołach na cztery, które mamy, pojawiły się nowoczesne hale. W tym roku ruszamy z remontem łącznika między szkołą a przedszkolem, w przyszłym roku zaczynamy budowę kolejnego przedszkola oraz budowę hali przy szkole w Jadwisinie. Zastrzegam, że mówię o tym z optymizmem burmistrza z 15-miesięcznym stażem, ale na chwilę obecną nie wygląda to najgorzej.
Zanim objął Pan fotel burmistrza, przez kilkanaście lat działał Pan w radzie. Wszedł Pan do urzędu jak w masło?
A.B.: Od 16 lat funkcjonuję w samorządzie, 12 lat byłem przewodniczącym rady. Dzięki temu okres adaptacyjny praktycznie nie istniał, większość pracowników urzędu znałem, i to co jest kluczem, czyli zbudowanie relacji, mogliśmy sobie darować, znacznie skrócić ten czas na poznawanie się.
Natomiast radny i burmistrz to dwie zupełnie inne role i inna zupełnie perspektywa – wcześniej to było doradzanie czy wnioskowanie, a dzisiaj - mierzenie się z trudną rzeczywistością realizacji konkretnych zamierzeń.
Co wniosło Pana nowe spojrzenie w pracę urzędu?
A.B.: Trudne pytanie. Muszę bowiem sam ocenić swoje poczynania. Co do niektórych rzeczy nawet nie wiem, czy poprzedni burmistrz analogiczne działania prowadził i nie chciałbym siebie stawiać jako inicjatora pewnych kwestii.
Nic się na pewno nie zmieniło jeśli chodzi o zadania, za wyjątkiem być może skali. A skala wynika z tempa, które sam sobie narzuciłem. Wydaje mi się, że tak trzeba, żeby tematy najważniejsze z mojej perspektywy dla gminy uruchomić jak najszybciej. To tempo działań przekłada się również na poczynania pracowników, ale na razie znakomicie je wytrzymują. Daję im samodzielność, ale w ślad za tym idzie odpowiedzialność. Myślę, że taki model się sprawdza, bo pracownicy są bardzo zaangażowani.
A w gminie?
A.B.: Nowością jest, że mocno staramy się stawiać na współpracę z deweloperami, jeśli chodzi o realizację zadań gminnych, to coś na kształt partnerstwa publiczno-prywatnego. Aktywizujemy mieszkańców, przekonując ich, że gmina nie pozostawi ich wniosków bez odpowiedzi. Dokonaliśmy też przekształceń organizacyjnych – zlikwidowaliśmy ośrodek sportu i rekreacji, a jego rolę przejęła spółka komunalna, która będzie nie tylko zarządzała obiektami sportowymi, lecz również zajmie się inwestycjami komunalnymi.
Novum jest też plan stworzenia spółdzielni energetycznej. Najpierw chcielibyśmy zacząć od zyskania korzyści ekonomicznych dla budynków, którymi zarządzamy, i dla biznesu, który widzimy jako partnera w powołaniu tej spółdzielni. Jeśli te doświadczenia się sprawdzą, to będziemy próbowali rozszerzyć ten pomysł również na mieszkańców jako beneficjentów tańszej energii. Ta formuła daje szansę na obniżenie kosztów funkcjonowania o opłaty przesyłowe.
Na jakich polach gmina szuka możliwości rozwoju?
A.B.: Szukamy wielu takich pól i strategicznie patrzymy na naszą gminę jako najlepszy teren do zamieszkania i inwestycji. Nie zasypiamy gruszek w popiele - współpracujemy z Polskim Funduszem Rozwoju, Polską Agencją Inwestycji i Handlu, myślimy o zorganizowaniu konferencji, prowadzimy rozmowy z kapitałem zagranicznym i krajowym, żeby na naszych 70 ha terenów inwestycyjnych lokować ciekawe rzeczy. Ostatnio na terenie gminy zakwaterowało się dowództwo Wojsk Obrony Terytorialnej – to też poważny partner do rozmów.
Potencjałem Serocka są też turyści…
A.B.: Z myślą i o turystach, i o mieszkańcach koniecznie chcemy spiąć dwa mosty między Wierzbicą a Zegrzem w stronę Jeziora Zegrzyńskiego i poprowadzić w końcu godną naszej gminy rowerową ścieżkę rekreacyjno-turystyczną, która pozwoli na 12 km klimatycznego spaceru nad jeziorem. Na pewno to będzie ogromna atrakcja. Z kolei drugą ścieżkę rowerową chcielibyśmy poprowadzić w kierunku Pułtuska, po drugiej stronie wspomnianego jeziora.
Planów jest dużo, bo mamy kompleksowe spojrzenie na naszą gminę: chcielibyśmy, żeby była nowoczesna, przyjazna, gotowa na przyjęcie ambitnych i dynamicznych mieszkańców. Stawiamy na rozwój. Być może pomyliliśmy się w tych naszych kalkulacjach, ale trzeba spróbować.
Rozmawiała: Anna Banasik