Dr hab. Piotr Skowron, informatyk z Uniwersytetu Warszawskiego, otrzymał nagrodę stowarzyszenia The Society for Social Choice and Welfare, przyznawaną młodym naukowcom za wybitne osiągnięcia w dziedzinie teorii wyboru społecznego. Wyróżnione badania dotyczą usprawnień w systemie liczenia głosów na projekty w budżecie obywatelskim.
Piotr Skowron pracuje nad takim systemem liczenia głosów w głosowaniu na projekty w budżecie partycypacyjnym, aby bardziej sprawiedliwie rozdzielać środki pomiędzy wyborców i w efekcie zwiększyć zadowolenie z wyników.
Stosowane powszechnie przez polskie samorządy głosowanie większościowe na projekty w budżecie partycypacyjnym ma tę zaletę, że urzędnikom łatwo wskazać, które projekty wygrały - te, które dostały najwięcej głosów lub uzyskały najwięcej punktów poparcia. Zdaniem Piotra Skowrona o wyborze metody obliczania wyników nie powinna jednak decydować łatwość w wyłonieniu zwycięzców, ale raczej to, aby finansowane projekty jak najlepiej odzwierciedlały preferencje wyborców.
Dlatego naukowiec proponuje opracowany przez siebie algorytm liczenia głosów metodą proporcjonalną - to tzw. metoda równych udziałów, która pozwoli uwzględnić preferencje jak największej liczby wyborców, a nie tylko głosy większości. Metodę można łatwo połączyć z formatami głosowania stosowanymi w różnych miastach: np. z głosowaniem przez aprobatę (wyborca zaznacza wszystkie projekty, które popiera) czy głosowaniem w skali (wyborca przyznaje projektom punkty). Algorytm, który proponuje badacz, to nowoczesna odmiana głosowania metodą proporcjonalną.
W rozmowie z PAP naukowiec wyjaśnił swój pomysł na przykładzie głosowania, gdzie każdy projekt ma taki sam koszt i 51 proc. wyborców głosuje tylko na wszystkie projekty „niebieskie”, a 49 tylko na wszystkie „zielone”. W obecnym większościowym systemie całość budżetu obywatelskiego trafi na projekty „niebieskie”. A wtedy głosy 49 proc. wyborców są zmarnowane - ci obywatele nie otrzymają nic z budżetu obywatelskiego. W ocenie badacza wystarczy jednak zmienić algorytm przeliczania głosów, aby wyraźnie zwiększyć odsetek osób zadowolonych z wyników wyborów. Dzięki temu w powyższym przykładzie możliwa byłaby sytuacja, że zrealizowanych zostanie około połowa projektów „niebieskich” i połowa projektów „zielonych”.
Proponowany algorytm może zwiększyć średnią liczbę sfinansowanych projektów, na które głosował wyborca (nawet o 50 proc.) oraz średnią ilość środków przeznaczonych na realizację projektów wybranych przez wyborcę.
Jak działa metoda równych udziałów? Naukowiec tłumaczy, że mechanizm działałby trochę na zasadzie zrzutki na projekty. W ramach przeliczania głosów (dzieje się to wszystko automatycznie i wirtualnie, bez angażowania wyborców) budżet, jaki jest do rozdysponowania, rozdziela się równo między wszystkich głosujących. Każdy wyborca dysponuje więc na początku takim samym „kieszonkowym” na projekty. Najpierw wskazywany jest projekt z największą liczbą głosów. A koszt tego projektu dzielony jest po równo między jego zwolenników. Można więc wyobrazić sobie, że zwolennicy tego pomysłu „zrzucają się” ze swojego kieszonkowego na ten projekt i zostają z nieco cieńszym portfelem na dalsze zrzutki. Potem wyłania się kolejny najliczniej popierany projekt i rozdziela się koszt między jego wyborców i trwa to, aż niektórym wyborcom skończy się ich kieszonkowe.
Kiedy zaś wyborca zużyje już swoje środki (bo wygrały już popierane przez niego projekty), jego kolejne preferencje przestają być brane pod uwagę w kolejnych rundach przy wyznaczaniu najpopularniejszych projektów. W ten sposób do głosu stopniowo dochodzą obywatele, którzy jeszcze nie zrzucali się na projekty. „Żadna grupa nie będzie niedoreprezentowana” - zapewnia dr Skowron. Dodaje, że algorytm zawiera też oczywiście wiele szczegółów technicznych, które pozwalają efektywnie rozdzielać środki w sytuacjach mniej oczywistych.
Dr Skowron zwraca uwagę, że samorządy zdawały sobie sprawę z problemów, jakie łączą się z obecnym systemem większościowym. Gdyby taki model zastosować naraz w całym mieście, dzielnice z największą liczbą wyborców zgarniałyby dla siebie nieproporcjonalnie dużo środków. Dlatego już na wstępie budżet partycypacyjny musi być teraz dzielony między dzielnice, a wyborcy muszą się zadeklarować, która dzielnica ich interesuje (co bywa problemem np. dla osób korzystających często z infrastruktury kilku dzielnic). Do tego pojawia się dodatkowa pula na projekty ogólnomiejskie. Podział środków między te kategorie jest odgórny i nie odzwierciedla rzeczywistego poparcia dla poszczególnych projektów. „Ten odgórny podział budżetu nie byłby konieczny w ramach nowego systemu” - tłumaczy dr Skowron.
Badacz zwraca też uwagę, że większościowa metoda zliczania głosów pozwala na manipulacje - niewielka, np. kilkuprocentowa grupa wyborców, jeśli odpowiednio się umówi, może wywalczyć dla siebie nieproporcjonalnie duże środki. Z wyliczeń naukowców wynika, że w Warszawie grupa 4000 wyborców mogłaby nawet wywalczyć realizację projektów wartych 22 mln zł, każdy taki głos byłby więc wart 5 tys. zł. Można sobie wyobrazić, jak ktoś wykorzystuje taką okazję do manipulacji. Tymczasem w metodzie równych udziałów kilkuprocentowa grupa wyborców wywalczyć może dla siebie budżet mniej więcej kilkuprocentowy.
Dr Skowron zauważa, że z analiz wielu dotychczasowych wyborów wynika, że w niektórych miastach wśród finansowanych projektów jest nadreprezentacja kosztownych projektów, np. rowerowych. Zwraca uwagę, że cykliści stanowią dużą grupę o spójnych preferencjach, która jest w stanie przeforsować dla siebie w budżecie obywatelskim nawet kilka podobnych kosztownych projektów, co jednak blokuje środki dla innych małych projektów, np. edukacyjnych, które nie mają tak dużej siły przebicia i zgranej rzeszy zwolenników. Zastosowanie metody równych udziałów - uważa dr Skowron - w takiej sytuacji nie tylko pozwoli uwzględnić głosy cyklistów i zrealizować część ich projektów, ale i dostrzeże głosy mniejszych grup, których głosy ginęły dotąd w metodzie większościowej. „Przykładowo w Warszawie w 2021 roku metoda równych udziałów nie wybrałaby dwóch projektów rowerowych o łącznej liczbie 32 tys. głosów, a zamiast tego wybrałaby projekty, które kosztowałyby tyle samo, jednak łącznie otrzymały ponad 220 tys. głosów” - dodaje naukowiec.
Naukowcy zapewniają, że udostępnią zainteresowanym samorządom narzędzia informatyczne i wiedzę, jak rozstrzygać budżet obywatelski - zwycięzców nie da się bowiem raczej wyłonić ręcznie - potrzebny jest program komputerowy, który wykona niezbędne obliczenia.
„Stosowanie metody większościowej często motywowane jest błędnym założeniem, że wyborcy są ekspertami, którzy oceniają jakość zgłaszanych projektów. Przy takim założeniu wydaje się naturalne, że projekty, które otrzymują więcej głosów, są lepsze, a więc powinny być finansowane. To założenie jest błędne w przypadku budżetu partycypacyjnego, bo wyborcy nie są ekspertami, a w wyborach wypowiadają się na temat własnych preferencji, które są subiektywne” - tłumaczy naukowiec. Podaje przykład, że jeśli biblioteka otrzyma 1000 głosów, a siłownia na świeżym powietrzu otrzyma ich 2000, to wcale nie znaczy, że biblioteka jest obiektywnie gorszym projektem, a jedynie że ludzi, którzy chcą korzystać z takiego projektu, jest dwukrotnie mniej. „Natomiast takich osób nie powinniśmy wykluczać z procesu decyzyjnego. To właśnie taki pomysł stoi za naszą metodą proporcjonalną” - podsumowuje naukowiec.
Na wprowadzenie tego sposobu zliczania głosów zdecydowała się już Wieliczka w pilotażowej edycji ekologicznego budżetu obywatelskiego w 2023 roku „Zielony milion”. Po zakończeniu procedury naukowcy przeprowadzili analizę, porównującą wyniki wyborów wyznaczone za pomocą metody równych udziałów i za pomocą metody większościowej. Jej wyniki są dostępne na TEJ STRONIE.
„Aby zmienić metodę głosowania, wystarczy na poziomie samorządu zmiana uchwały rady gminy” - zwraca uwagę dr Skowron.
lt/ mam/