Jaka jest skala uczniów, którzy nie uczestniczą w zdalnym kształceniu, jak resort edukacji przygotowuje się na ewentualną drugą falę epidemii jesienią i dlaczego nauczyciele powracający do szkół nie mają wykonywanych testów – pytali posłowie opozycji podczas sejmowej komisji edukacji.
Piątkową komisję zwołano na wniosek grupy posłów KO, Lewicy i PSL-Kukiz'15. Ich przedstawicielka Krystyna Szumilas (KO) zauważyła, że od początku marca nie było posiedzenia komisji edukacji, tymczasem od tego czasu w edukacji bardzo wiele się zmieniło i rodzi się w związku z tym wiele pytań.
Zwróciła uwagę m.in. na sygnały od nauczycieli o uczniach, którzy zaginęli w systemie i od czasu zawieszenia zajęć stacjonarnych nie było z nimi kontaktu.
"W pierwszym okresie nauczyciel nie mógł pójść do domu i sprawdzić, co się z tym uczniem dzieje. Są sytuacje, że do dziś nie ma z uczniami kontaktu" – podkreśliła. Mówiła też, że kształcenie na odległość nie gwarantuje równości w dostępie do nauczania, m.in. ze względu na problemy z dostępem do sprzętu i sieci.
Posłowie KO zadawali też pytania m.in. o to, jakie działania planuje ministerstwo w razie wystąpienia drugiej fali epidemii jesienią i czy w związku z tym, że nie wszyscy uczniowie mieli równy dostęp do edukacji zdalnej są planowane w przyszłym roku szkolnym zajęcia wyrównawcze. Pytali też o jednoznaczne określenie, czy przed wakacjami będzie jeszcze pełny powrót do stacjonarnych zajęć.
Posłowie PiS chwalili działania resortu podjęte w czasie epidemii i dziękowali za ich sprawność i skuteczność. Zwracali też uwagę, że jeśli doszło do zaniedbań i jacyś uczniowie nie uczestniczą w edukacji zdalnej, to wyeliminowanie problemu należy do szkoły i samorządu.
Obecny na posiedzeniu komisji Dariusz Piontkowski przypomniał podjęte przez jego resort działania, począwszy od zawieszenia od 12 marca zajęć stacjonarnych przez wprowadzenie obowiązku zdalnego nauczania i dofinansowanie zakupu sprzętu dla uczniów po częściowe wznawianie zajęć stacjonarnych w przedszkolach i klasach I-III szkół podstawowych i konsultacje dla uczniów.
Szef MEN zauważył, że zawieszenie zajęć stacjonarnych spowodowało, że zmieniło się nastawienie uczniów do szkół. "Po kilku tygodniach kształcenia na odległość, przy braku kontaktu fizycznego uczniowie, nauczyciele i rodzice dostrzegają zalety tradycyjnej nauki. To będzie jeden z pozytywów" – ocenił.
Odnosząc się do uwag dotyczących nierówności w dostępie do kształcenia, Piontkowski zwrócił uwagę, że sytuacja narzucona przez epidemię jest nadzwyczajna, ale dotyczy w takim samym stopniu wszystkich uczniów i wszystkich roczników, a także dorosłych.
"Tu nie ma uprzywilejowanych" – stwierdził. Dodał, że według badania PISA Polska jest "jednym z najbardziej dostępnych internetowo i komputerowo państw w Europie i na świecie".
Mówiąc o uczniach, którzy nie uczestniczą w zdalnym nauczaniu, Piontkowski poinformował, że wszystkie szkoły w Polsce realizują kształcenie na odległość.
"Ci uczniowie, którzy z jakiś powodów nie uczestniczą w zajęciach, tak samo jak przy tradycyjnym nauczaniu, zgodnie z prawem oświatowym powinni być zachęceni do realizowania obowiązku szkolnego przez dyrektora szkoły, nauczycieli i organy prowadzące. Tutaj prawo się nie zmieniło. To nie minister będzie chodził po domach i sprawdzał, dlaczego jakiś uczeń nie uczestniczy w zajęciach. Robi to wychowawca, dyrektor szkoły, a w razie gdy jest potrzebna silniejsza decyzja administracyjna, włącza się w to także organ prowadzący" – zaznaczył. Dodał, że nie może być tak, że minister odpowiada za wszystko.
Wskazał też, że niektóre samorządy zdiagnozowały liczbę uczniów, którzy nie korzystają z edukacji zdalnej. "Widzimy, że była reakcja ze strony dyrektorów, nauczycieli, a jak była potrzeba, także reakcja administracyjna. Jeśli państwo chcecie, zapytamy Rafała Trzaskowskiego (prezydenta Warszawy – PAP), ile dzieci nie korzysta z kształcenia na odległość, co zrobił – bo to są jego kompetencje – żeby te dzieci były widoczne w zdalnej edukacji" – oświadczył.
Szef MEN odpowiadając na pytanie o powrót do szkół we wrześniu, stwierdził, że nie wiadomo, co będzie jesienią. "Są przygotowane ramy prawne. Mamy nadzieję, że epidemia zostanie na tyle opanowana, że będzie możliwość powrotu do normalnego trybu życia, przy zachowaniu zasad ostrożności" – poinformował.
Piontkowski podziękował nauczycielom za wysiłek i zaangażowanie w naukę zdalną, podziękował także rodzicom i uczniom.
Posłowie pytali też ministra, dlaczego nauczyciele nie są badani na obecność koronawirusa.
„Minister edukacji nie jest ani pierwszym lekarzem w kraju, ani inspektorem sanitarnym, tylko konsultuje pewne działania z ministerstwami i władzami, które są w tych sprawach kompetentne" - odpowiedział Piontkowski.
Wskazał, że przepisy nie mówią wprost, jakie grupy zawodowe mają być testowane. „Wyraźnie natomiast wskazuje się, że to lekarz podejmuje decyzję, czy ktoś powinien być testowany, czy jest realne zagrożenie. Część posłów opozycji jakiś czas temu nawoływała, by testować wszystkich Polaków. Nie ma to ani większego sensu, ani logiki, że nie wspomnę o gigantycznych kosztach. Test mówi o tym, czy dana osoba jest ewentualnie zarażona na dany dzień i daną godzinę" - stwierdził szef MEN.
Dodał, że równie dobrze można by postulować badanie każdej osoby wchodzącej do galerii handlowej. "To nie minister edukacji decyduje, czy kogoś testować" - powtórzył Piontkowski.
O zapewnienie nauczycielom i pracownikom placówek oświatowych dostępu do bezpłatnych i szybkich testów na obecność koronawirusa apelował m.in. Związek Nauczycielstwa Polskiego.
kmz/