Chleb powitalny dla rodziny repatriantów z Kazachstanu, fot. PAP/Grzegorz Michałowski
Zmiany w ustawie o repatriacji sprawią, że gminy nie będą przyjmować repatriantów. Po prostu nie będzie nas na to stać – alarmują samorządowcy, proszeni przez Serwis Samorządowy PAP o skomentowanie przygotowanej przez posłów PiS inicjatywy ustawodawczej w tej sprawie.
W zeszłym tygodniu przeciwko zmianom w ustawie o repatriacji wystąpił prezydent Sopotu i przedstawiciel Związku Miast Polskich Jacek Karnowski. Na wspólnej konferencji prasowej senatorem Kazimierzem Ujazdowskim (KP) określił je jako „mrożenie przez obóz władzy samorządowej ścieżki repatriacji".
W projekcie zmian ustawy o repatriacji, jak mówił Karnowski, "ogranicza się prawo gminom do przeprowadzenia samodzielnej repatriacji". Taki będzie, jego zdaniem, skutek zapisu w projekcie, że gmina "może otrzymać pomoc finansową", a nie po prostu "otrzymuje pomoc finansową" w przypadku repatriacji.
Samorządowcy z gmin, które przyjęły już polskie rodziny w ramach repatriacji i deklarują gotowość przyjęcia kolejnych, są przerażeni tymi pomysłami.
„Te zmiany nie idą w dobrym kierunku. Mnie to sparaliżowało” – powiedziała nam wójt gminy Wińsko woj. dolnośląskim, Jolanta Krysowata-Zielnica. „Jestem przerażony, że takie coś miałoby wejść w życie” – stwierdził burmistrz Karlina w woj. zachodniopomorskim Waldemar Miśko.
Zgodnie z obowiązującą ustawą o repatriantach, gminie, która zapewni lokal mieszkalny repatriantowi i członkom jego najbliższej rodziny, udziela się dotacji z budżetu państwa. Jest to średnio ok. 180 tys. zł.
„My dostaliśmy około 182 tys. zł. Dla nas jest to znacząca kwota. Gdyby nie było tych pieniędzy, to nie wiem, czy przyjmowalibyśmy repatriantów” – mówi Sławomir Kowalczyk, burmistrz miasta i gminy Opatowiec w woj. świętokrzyskim, który w ostatnich dniach przyjął rodzinę repatriantów z Kazachstanu.
Za pieniądze z budżetu państwa gminy przygotowują lokale dla powracających do kraju Polaków: remontują je i wyposażają. Według Kowalczyka bez tych środków repatriacja byłaby niemożliwa.
„Gminie trudno byłoby wygospodarować środki na to, żeby przygotować wszystko z własnego budżetu. Myślę, że tylko najbogatsze gminy mogą sobie na to pozwolić, bo tych kosztów jest sporo” - wyjaśnia.
Wskazuje jednocześnie, że w jego regionie niewiele gmin decyduje się na przyjęcie repatriantów. „W całym województwie świętokrzyskim na 102 gminy - z tego co mi wiadomo - jest dosłownie kilka, które zdecydowały się na taki ruch na przestrzeni kilku ostatnich lat. Ten proces jest procesem w bardzo początkowej fazie. Jest to dla nas pierwsza rodzina” – poinformował burmistrz Opatowca.
W gminie Karlino w woj. zachodniopomorskim w ostatnich latach osiedliło się dziewięć rodzin z Kazachstanu. Burmistrz Waldemar Miśko obawia się, że po zmianie ustawy o repatriacji decyzje o przyznaniu gminie wsparcia na ten cel, będą uznaniowe.
„Naszej chęci do przyjmowania repatriantów to nie ograniczy. Ze zmian w ustawie wynika, że te decyzje będą bardziej uznaniowe. My możemy się starać, możemy stawać na głowie i chcieć przygotować takie miejsca dla repatriantów, natomiast możemy nie otrzymać pomocy, a bez tej pomocy program po prostu stanie” – ostrzegł.
Jak tłumaczy, bez dotacji na repatriantów gmin nie będzie stać na kosztowne remonty lokali i ich wyposażenie.
„Bez środków od wojewody u nas byłoby to niemożliwe, bo sytuacja finansowa gmin nie polepsza się, zwłaszcza w kontekście ostatnich zmian ustawowych, ograniczających m.in. nasze dochody z PIT-u, rosnących kosztów utrzymania oświaty. Coraz mniej będziemy mieli środków na inwestycje. Nie oszukujmy się, to nie jest priorytet. W gminach są inne, ważniejsze rzeczy do realizacji. Bez tych środków u nas to się zatrzyma i na pewno już nie będziemy mogli zaprosić nikogo” – podsumowuje Waldemar Miśko.
Wójt gminy Wińsko w woj. dolnośląskim Jolanta Krysowata-Zielnica uważa, że kierunek zmian, widoczny w projekcie ustawy o repatriantach, jest zły. W jej gminie zamieszkało dotąd ponad 20 rodzin repatriantów.
W projekcie – jak wskazuje – „nie dość, że mówi się, że gminie może być udzielona dotacja, jest jeszcze punkt trzeci: „dotacja (…) może być udzielona gminie po osiedleniu się repatrianta”.
„To znaczy, że ja muszę wydać pieniądze na wyremontowanie i wyposażenie mieszkania, zaprosić tych ludzi, oni muszą zamieszkać, a dopiero wtedy państwo może mi za to oddać pieniądze” – denerwuje się pani wójt.
Jej zdaniem proponowane rozwiązania prawne sprawią, że gminy wiejskie, małomiasteczkowe i mniej zamożna nie będą zapraszały repatriantów, ponieważ nie będzie ich na to stać.
W ocenie Krysowatej-Zielnicy zmiany w ustawie o repatriacji wykluczą z niej również uboższych rodaków, którzy chcieliby powrócić do kraju. Jak zauważyła, gminna ścieżka repatriacji jest lepsza od ścieżki, którą należy przejść w ośrodku adaptacyjnym.
„Po tej zmianie do Polski nie przyjadą ubożsi. Do Polski przyjadą repatrianci, którym tam wiedzie się dobrze, którzy mają mieszkanie na sprzedaż w mieście, albo dom ładny na wsi, którzy będą mieli pieniądze na start w Polsce. Repatriant, który tu przyjeżdża, nie ma wsparcia w rodzinie, jest obcy w środowisku, on nie ma szansy normalnie żyć i normalnie się dorabiać. Natomiast jak dostanie mieszkanie wyposażone w pierwsze meble, w pierwszą lodówkę, to ma szanse. I gmina mu to daje. Daje mu to, bo gmina na to dostaje pieniądze od państwa” – podkreśliła wójt.
Samorządowcy, z którymi rozmawiał o repatriacji Serwis Samorządowy PAP nie ukrywają, że ściągają Polaków m.in. z Kazachstanu, kierując się m.in. motywacją demograficzną.
„My pozyskujemy w ten sposób obywateli, dzieci do szkół itd., bo demografia jest problemem całego kraju. My poprawiamy demografię, ale też ponosimy koszty pracy z tymi ludźmi. Nie stać nas, samorządów, aby robić takie prezenty repatriantom” – powiedziała Jolanta Krysowata-Zielnica.
„Jest to pomoc dla naszych rodaków i to jest zawsze na pierwszym miejscu. Drugi argument, dosyć istotny przy sytuacji demograficznej, jaką mamy, to jest też chęć pozyskania nowych mieszkańców, nowych obywateli. To są też potencjalni pracownicy, których naszym pracodawcom na rynku lokalnym po prostu brakuje” – wskazał burmistrz Karlina Waldemar Miśko.
jjk