Fot. PAP/Leszek Szymański
Niedosyt, tym słowem można podsumować nasze doświadczenia po roku obowiązywania ustawy o ochronie sygnalistów – powiedział Główny Inspektor Pracy Marcin Stanecki dodając, że nowe regulacje wymagają doprecyzowania i rozwinięcia.
Państwowa Inspekcja Pracy opublikowała komunikat podsumowujący sytuację sygnalistów rok po funkcjonowaniu nowych przepisów. Zdaniem PIP, nowe rozwiązania funkcjonują w niewielkim stopniu, co może wynikać m.in. z niskiej świadomości społecznej i obawy przed działaniami odwetowymi po zgłoszeniu nieprawidłowości.
„Powodem może być także to, że regulacja nie obejmuje zgłoszeń związanych z łamaniem prawa pracy. Warto rozważyć włączenie tych spraw do systemu ochrony osób zgłaszających naruszenia. Może nie całego prawa pracy, tylko części dotyczącej bezpieczeństwa zatrudnionych” – powiedział Główny Inspektor Pracy Marcin Stanecki.
Jak przekazała PIP, mimo nowych przepisów wciąż wielu pracodawców „świadomie narusza procedury i ryzykuje bezpieczeństwem pracowników.
„Czasem chodzi o cięcie kosztów dla podniesienia zysku, w innych przypadkach widzimy wręcz lekceważący stosunek do zagrożeń. Za każdym razem nawet proste działania mogą uratować zdrowie i życie wielu pracowników”- czytamy w komunikacie.
PIP zwróciła uwagę, że rocznie inspektorzy przyjmują ok. 50 tys. skarg dotyczących głównie naruszeń przepisów o czasie pracy i niewypłacania przez pracodawcę wynagrodzenia w terminie. Jednocześnie w ciągu ostatniego roku PIP przyjęła tylko 38 skarg od sygnalistów i udzieliła 181 porad osobom zainteresowanym funkcjonowaniem ustawy.
Jak zauważył Marcin Stanecki, „tak mała liczba skarg i pytań o poradę od sygnalistów daje więc do myślenia”.
„Rosnąca w ostatnich latach liczba decyzji inspektorów pracy o natychmiastowym wstrzymaniu pracy w kontrolowanych firmach ze względu na zagrożenie życia i zdrowia pracowników wskazuje, że system ochrony sygnalistów mógłby dobrze sprawdzić się w tym obszarze. Warto się nad tym zastanowić, bo może dzięki temu uda się zapobiec wielu tragicznym wypadkom” – zauważył Główny Inspektor Pracy.
Chłodno o funkcjonowaniu ustawy o ochronie sygnalistów wypowiedzieli się też eksperci.
Radca prawny dr Monika Wieczorek zwróciła uwagę, że wiele firm potraktowało ten temat w sposób wyłącznie formalny.
„Przygotowano dokumenty, uruchomiono kanały zgłaszania i uznano temat za zamknięty. Jednak samo wdrożenie procedury bez aktywnej komunikacji, bez szkoleń, bez skupienia się na budowaniu zaufania wśród pracowników, to zdecydowanie za mało” - wskazała ekspertka.
Odnosząc się do niewielkiej liczby zgłoszeń od sygnalistów dr Wieczorek zwróciła uwagę na postawę pracodawców.
„Nie ma lawiny zgłoszeń od sygnalistów, ale one się pojawiają. Problem jest jednak taki, że pracodawcy zamiast przyjąć, że zgłoszenie może im pomóc w zorientowaniu się w problemach i poradzeniu sobie z nimi, odbierają to jako pewien atak na organizację. I to jest problem kulturowy” - stwierdziła Wieczorek.
Z kolei Inga Kowalewska, ekspertka z Uniwersytetu SWPS zwróciła uwagę, że problemem wciąż jest społeczne postrzeganie sygnalistów.
„Sama ustawa jest tylko regulacją, ale jeżeli społeczeństwo nie przyjmie sygnalistów pozytywnie, to po prostu ich nie będzie. Na pewno musi dojść do pewnej zmiany pokoleniowej, bo cały czas pokutuje silne skojarzenie z czasami komunizmu i PRL. Niektórzy uważają, że osoba, która informuje łamie lojalność grupową” - wskazała.
Zgodnie z przepisami sygnalistą może być każda osoba narażona na działania odwetowe po dokonaniu zgłoszenia, niezależnie od podstawy i formy świadczenia pracy. Taka sama pomoc przysługuje również osobie pomagającej sygnaliście i osobie z nim powiązanej. Działania odwetowe mogą polegać np. na pozbawieniu awansu, podwyżki, nagrody lub w skrajnych przypadkach zwolnieniu z pracy.
Firmy zatrudniające co najmniej 50 osób (niezależnie od umowy) są zobowiązane do wdrożenia procedury zgłoszeń wewnętrznych i stworzenia kanałów do ich przyjmowania.
mc/ kkr/ jann/ lm/