Eskalacja kryzysu humanitarnego na granicy polsko-białoruskiej, w szczególności w Polsce - od tego, dodanego w ostatniej chwili, punktu rozpoczął w środę obrady Parlament Europejski. O sytuacji na granicy i jej kontekście międzynarodowym mówił, we wstępie do debaty, szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.
Według niego sytuacja na granicy Polski z Białorusią może się jeszcze pogorszyć. "Wszyscy widzieli obrazy grup ludzi – nazwijmy ich migrantów – eskortowanych przez uzbrojone białoruskie siły bezpieczeństwa w kierunku granic państw członkowskich Unii Europejskiej w celu wymuszenia nielegalnego wjazdu. Te obrazy z pewnością są szokujące i sytuacja może się pogorszyć, a obrazy mogą być jeszcze bardziej szokujące. Wyraźnie widać, że władze białoruskie wykorzystują ludzi jako narzędzie do celów politycznych" - powiedział, oceniając, że mamy do czynienia z potencjalnym nowym szlakiem migracyjnym.
Przypomniał, że przewodnicząca KE Ursula von der Leyen poleciła swojemu zastępcy Margaritisowi Schinasowi udać się w najbliższych dniach do Abu Zabi, Bejrutu, Bagdadu i Erbilu. "Jest wiele innych miejsc. A później, także do Ankary, aby konkretnie omówić ten kryzys, który wywiera presję na granice Unii Europejskiej kosztem ludzkiego cierpienia i ludzkiego życia" - powiedział.
"Monitorujemy również potencjalne nowe trasy i możliwe nowe połączenia lotnicze, a także rozwój wydarzeń w ponad 20 krajach, w których nasze delegatury są proszone o składanie sprawozdań. Poprosiłem również delegacje o podjęcie szeroko zakrojonych działań informacyjnych dla obywateli, wyjaśniając mieszkańcom tych krajów, że obietnice swobodnego wjazdu do Europy są fałszywe, że są oszukiwani" - zaznaczył.
"Aby zaradzić tej sytuacji, musimy zobaczyć, jaki jest zakres istniejącego reżimu sankcji wobec Białorusi i rozszerzyć go. Zastanawiamy się, jak go rozszerzyć, aby przyjąć nowy – będzie to już piąty – pakiet sankcji, który obejmie osoby odpowiedzialne lub przyczyniające się do trwającego kryzysu na naszych granicach zewnętrznych. Posiedzenie Rady Europejskiej w październiku dało nam jasny mandat w tym zakresie. Ministrowie spraw zagranicznych zajmie się tą kwestią w najbliższy poniedziałek" - dodał Borrell.
Z drugiej strony - jak tłumaczył - jest to kryzys humanitarny i należy sobie z nim poradzić. "I z przykrością stwierdzam, że dziś organizacje, które stoją w obliczu kryzysu humanitarnego, nie mogą dotrzeć do tych ludzi z żadnej strony granicy. Ani ze strony Unii Europejskiej, ani ze strony białoruskiej. Z pewnością ci ludzie są po stronie białoruskiej, a pierwszym, który powinien zezwolić na swobodne przejście, jest białoruski reżim, co do tej pory było niemożliwe" - powiedział.
"To nie dzieje się tysiące kilometrów od nas, dzieje się po drugiej stronie naszej granicy. Tak więc pierwszą rzeczą, którą musimy zrobić, to uzyskać od białoruskiego rządu zgodę, aby organizacje, które mogą nieść pomoc humanitarną, mogły dotrzeć do tych ludzi, aby uniknąć obrazów, które mogą wywołać wśród nas duże kłopoty" - przekonywał szef unijnej dyplomacji.
Według niego niezbędne jest otwarcie korytarza humanitarnego. "Nie mogą wejść do Unii Europejskiej, przez granice, ale nie mogą tam pozostać na zawsze. Potrzebują pomocy humanitarnej i potrzebują wyjścia z sytuacji, w której postawił ich białoruski reżim. Tak więc korytarz humanitarny musi być otwarty, aby umożliwić tym ludziom powrót. Aby zapewnić bezpieczny powrót, musimy zawrzeć umowy z krajami pochodzenia" - podkreślił.
Ocenił, że jednym z głównych węzłów tranzytowych dla migrantów jest Stambuł. Wymienił też Dubaj, Erewań, Damaszek, Jordanię, Liban. Mówił, że początkowo były to małe samoloty czarterowe, a obecnie są to samoloty zabierające 400 pasażerów. "Desperacja ludzi szukających lepszego życia sprawia, że jakiś nieludzki dyktator używa ich jako broni, którą można rzucić o ścianę" - podkreślił Borrell.
W debacie padło wiele propozycji przezwyciężenia kryzysu na unijnej granicy z Białorusią. Począwszy od budowy muru granicznego, poprzez zaostrzenie sankcji wobec reżimu Łukaszenki i zakaz lądowania na unijnych lotniskach dla linii lotniczych uczestniczących w procederze przemytu migrantów do Mińska, aż po naciski na platformy społecznościowe, by uniemożliwiły kontakty organizatorom procederu. Bronić granic, ale bronić także wspólnotowych wartości w postępowaniu wobec koczujących na granicy ludzi - to najczęściej pojawiająca się w debacie myśl.
"Nie można szantażować Unii Europejskiej; będziemy chronić nasze granice; przemytnicy i dyktatorzy nie będą decydować, kto do nas wjeżdża" - zapewnił szef frakcji PPL Manfred Weber.
"To nie jest kryzys migracyjny, tylko atak hybrydowy na Unię Europejską. Dyktator Łukaszenka najpierw zwalczał demokratyczną opozycję we własnym kraju, zamykał ludzi w więzieniach. Uruchomiliśmy sankcje i teraz wywiera presję na Unię Europejską. To jest jego model biznesowy. System oligarchiczny na Białorusi działa właśnie w taki sposób" - ocenił Weber.
Wezwał do przecięcia tras przerzutu migrantów, naciskami na linie lotnicze przewożące ludzi do Mińska oraz inwestycjami na granicy UE.
"Nikt nie chce budować murów i płotów, ale jeśli technicznie nie ma innej możliwości, by chronić nasze granice, wówczas inwestycje w bariery fizyczne również muszą być możliwe. Jako EPL opowiadamy się za tym, by w wyjątkowej sytuacji środki unijne udostępnić na budowę tego rodzaju infrastruktury" - podkreślił Weber.
Upomniał się przy tym o ochronę godności i praw migrantów. "Litwa i Łotwa pokazały, jak traktować te osoby w sposób humanitarny i odpowiedzialny. Tak się nie dzieje w Polsce. Władze Polski nie przyjmują obecnie wsparcia Fronteksu. Nie mamy przejrzystości co do tego, co się dzieje na granicy" - mówił przedstawiciel EPL.
Iratxe García Pérez z grupy Socjalistów i Demokratów oceniła, że wykorzystywanie przez Łukaszenkę migrantów do celów politycznych jest nie tylko nieludzkie, ale i kryminalne. W tej sytuacji UE musi udzielić mocnej odpowiedzi, ale z uwzględnieniem faktów i realiów. "Kobiety i dzieci pozostające bez wody i żywności na granicy, nie są zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa" - podkreśliła.
Zaapelowała o wprowadzenie ostrych sankcji wobec Łukaszenki i firm białoruskich oraz zakaz lotów do państw UE dla tych przewoźników, którzy transportują do Mińska migrantów oraz o pomoc dla Polski. "Z drugiej strony rząd polski musi pozwolić na obecność przedstawicieli ONZ, dotarcie pomocy humanitarnej na granicę oraz wpuścić dziennikarzy, by mogli relacjonować to, co sie dzieje na tym terenie" - mówiła hiszpańska eurodeputowana.
"Nie możemy żyć w świecie, w którym bezpieczeństwo wyklucza humanitaryzm" - mówiła Róża Thun w imieniu frakcji Odnowić Europę, wzywając, by wspólnie powstrzymać "szaleństwo Łukaszenki". Opowiedziała się za rozszerzeniem sankcji wobec reżimu Łukaszenki, w szczególności za uderzeniem w białoruską gospodarkę, bo "dyktatorzy rozumieją tylko język siły, władzy, pieniędzy".
"Nasza polska wschodnia granica jest granicą Unii Europejskiej. To, co się tam dzieje jest sprawą Unii Europejskiej. Tylko razem, jako Unia Europejska, możemy ten problem rozwiązać" - wzywała europosłanka.
Przedstawiając wyniki sondażu, według którego ponad 80 proc. Polaków opowiada się za zwróceniem się o wsparcie do instytucji UE, Thun pytała premiera Morawieckiego, dlaczego działa wbrew woli obywateli i odmawia zaproszenia Fronteksu na granicę z Białorusią.
Według przedstawicielki Zielonych Tineke Strik, Unia Europejska musi potępić Łukaszenkę, nałożyć sankcje na reżim, ale nie może postępować w taki sposób jak dyktator. W obliczu kryzysu humanitarnego trzeba pamiętać o unijnych wartościach. Nie wolno myśleć tylko o finansowaniu murów na granicach; niezbędne jest zapewnienie migrantom prawa do azylu i wsparcie społeczeństw - apelowała holenderska europosłanka.
Jaak Madison (Tożsamość i Demokracja) ocenił, że to, co dzieje się na granicy między Białorusią a Polską nie ma nic wspólnego z uchodźstwem. "Jeśli ktoś kupuje sobie bilet lotniczy na Białoruś, ale jego głównym celem są Niemcy, to nie jest się uchodźcą" - uważa estoński deputowany. Popierając pomysł postawienia muru na granicy, europoseł podkreślił, że jeżeli nie kontroluje się kto przekracza granicę unijną, to "nie będzie żadnych praw dla obywateli, nie będzie możliwości chronienia swoich własnych ludzi". "Dlatego w tym przypadku musimy stać u boku Polski, bo ona wykonuje główną pracę i dobrze to robi" - dodał.
Europoseł PiS Joachim Brudziński (EKR) ocenił, że "ta sytuacja, która dzisiaj dotyka całą Unię Europejską jest hybrydową wojną wymierzoną przez zbrodniczy reżim Łukaszenki i jego protektora z Moskwy w bezpieczeństwo całej UE". Ostrzegł, że jeśli Europa będzie wciąż wysyłać sygnały mieszkańcom Sahelu i Bliskiego Wschodu o swojej otwartości, to czeka nas powtórka z kryzysu migracyjnego w 2015 roku.
"Ci wszyscy, którzy z tej mównicy mówią, że powinniśmy otworzyć granice, zaopiekować się tymi nieszczęśnikami tak naprawdę napędzają kasę, tym którzy organizują przemyt. Dzisiaj wpływy z organizacji nielegalnej imigracji są większe niż wpływy z handlu bronią czy narkotykami" - mówił Brudziński.
woj/
Materiał powstał w ramach projektu EuroPAP News, realizowanego przez Polską Agencję Prasową przy wsparciu finansowym Unii Europejskiej za pośrednictwem dotacji Parlamentu Europejskiego.