Urzędnicy z Żor szukają pieniędzy, gdzie się da. Jako jedno z nielicznych miast w Polsce wprowadzili podatek "od deszczówki". Mają go płacić firmy i instytucje, które korzystają z miejskiej kanalizacji deszczowej
Urzędnicy z Żor szukają pieniędzy, gdzie się da. Jako jedno z nielicznych miast w Polsce wprowadzili podatek "od deszczówki", który ma zacząć obowiązywać od połowy lutego. Mają go płacić tylko firmy i instytucje, które korzystają z miejskiej kanalizacji deszczowej – czytamy w „Dzianniku Zachodnim”.
Z kontrowersyjnych opłat mają zwolnione są prywatne osoby i kościoły. Przedsiębiorcy, którzy nie chcą płacić podatku, modlą się póki co o suche lato. Ale i na to urzędnicy znaleźli sposób. Bo opłata będzie pobierana bez względu na to, ile spadnie deszczu: naliczona zostanie miesięcznie od metra kwadratowego powierzchni dachu i parkingu, na który deszcz pada. Za każdy metr kwadratowy dachu trzeba będzie zapłacić 7 groszy, a za metr parkingu od 13 do 24 groszy miesięcznie.
Wprowadzając opłatę Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji powołuje się na przepisy ustawy o zaopatrzeniu w wodę i odprowadzaniu ścieków. Minister gospodarki wydał do niej przepisy wykonawcze które mówią że jeśli wody deszczowe i z topniejącego śniegu spływają do ulicznych studzienek, i trafiają do oczyszczalni ścieków, to firma zarządzająca oczyszczalnią może dochodzić zwrotu kosztów.
Niestety, przepisy nie precyzują, od kogo miałyby wodociągi pobierać opłaty za deszczówkę. Żorscy urzędnicy zinterpretowali je w ten sposób, że opłatę powinni ponosić wszyscy korzystający z kanalizacji.
- Wprowadzenie opłaty wbrew pozorom jest bardziej sprawiedliwe. Wcześniej kanalizacja deszczowa utrzymywana była z budżetu miasta, czyli płaciliśmy wszyscy, teraz koszty będą ponosić ci, którzy z niej de facto korzystają, bo na ich terenie znajdują się studzienki - przekonuje prezes Pieczonka.
Choć opłata będzie obowiązywać już za kilka dni (14 lutego) to na razie nie wiadomo, kto konkretnie będzie ją płacił. - Na razie ustaliliśmy, że będzie pobierana od powierzchni około 800 tysięcy metrów kwadratowych. Obecnie liczymy, ilu firm będzie dotyczyć. A z każdą firmą trzeba będzie podpisać osobną umowę. - wyjaśnia Pieczonka.
Tomasz Siemieniec
Więcej:
"Dziannik Zachodni"