Temperatura centrów polskich miast potrafi być 5-7 stopni wyższa niż peryferii - powiedział PAP dyrektor Centrum Badań i Rozwoju, wicedyrektor IMGW-PIB, prof. Mirosław Miętus pytany o wpływ „miejskich wysp ciepła” na klimat w miastach.
O to, jaki wpływ na klimat ma betonowanie miast, PAP zapytała dyrektora Centrum Badań i Rozwoju, wicedyrektora IMGW-PIB, prof. Mirosława Miętusa.
„Centrum Warszawy jest ściśle zabudowane. Co rusz pojawiają się nowe kompleksy budynków, często bardzo wysokie, które powstają na terenach poprzemysłowych, ale też na terenach zieleni, które teraz są wchłonięte przez zabudowę. I tej zieleni w Warszawie bez wątpienia ubywa. Choć ostatnio ulice w centrum stają się bardziej zielone, powstaje pytanie, na ile to jest trwałe i na ile tak niewielka zieleń przyniesie efekt. Bo to jest kwestia skali. Przy tak zwartej zabudowie i takiej ilości ciepła ta ładnie wyglądająca dzisiaj zieleń, może nie wytrzymać” - powiedział prof. Miętus.
Jak zaznaczył, ogólnie betonowe centra miast, wysoka zabudowa wpływa na zmianę klimatu lokalnego. „Zarówno tego wysokiego, zabetonowanego centrum, gdzie ograniczona jest ilość zieleni, jak również obszarów peryferyjnych. Temperatura centrów polskich miast potrafi być 5-7 stopni wyższa niż peryferii” - wyjaśnił.
„Centrum jest cieplejsze, bo budynki nagrzewają się w ciągu dnia od promieniowania słonecznego, a później to ciepło oddają. Ponieważ nie ma tam miejsc retencji wilgoci, powietrze jest tam dużo suchsze” - podkreślił.
„Tempo zmiany temperatury w dużym mieście jest znacznie szybsze niż w małym miasteczku czy terenie niezabudowanym. W każdym z tych ośrodków występuje proces globalnego wzrostu temperatury, natomiast w ośrodku wielkomiejskim jest on dodatkowo wzmacniany przez miejską wyspę ciepłą i wzrost temperatury jest znacznie szybszy. Najsilniejsze zmiany temperatury występują w Polsce w ośrodkach wielkomiejskich takich jak Wrocław, Poznań, Warszawa, Kraków i Trójmiasto” - wskazał profesor.
Profesor odpowiedział też na pytanie w jaki sposób obniżyć temperaturę w miastach.
„Osobiście odradzałbym planistom przestrzennym i tym, którzy odpowiadają za gospodarkę przestrzenną w dużych aglomeracjach, rezygnowanie z terenów zielonych i terenów, na których woda powierzchniowa występuje w naturze” – powiedział prof. Miętus i zwrócił uwagę na powszechny proceder kierowania występujących w miastach strumieni do kanałów, co często powoduje pogorszenie jakości wody. „A ona powinna sobie płynąć strumykiem, obok jakaś łąka, drzewa. To powoduje, że ludziom jest łatwiej znaleźć miejsce na oddech. Zwłaszcza w okresach upałów, a jednocześnie są to miejsca, które w sposób naturalny retencjonują wodę, która przecież trafia do wód podziemnych, z których my korzystamy na potrzeby komunalne” - wyjaśnił.
Dodał, że gdy zniszczymy wody powierzchniowe, to będziemy coraz głębiej sięgać do wód położnych pod powierzchnią ziemi. „Sięgając do nich naruszamy ich czystość i bezpieczeństwo. Dzisiaj woda powierzchniowa nie jest już warunkiem powstania aglomeracji miejskiej, jak to było kilkaset lat temu. Dzisiaj miasto nie musi powstać nad rzeką, bo sięgamy do wody głębiej. Ale musimy to robić ostrożnie” - przestrzegł.
mas/ mam/